niedziela, 17 marca 2013

Ostatnie nowości

Hej dziewczyny :)
Wybaczcie ostatnią nieobecność, czasem tak jest, że brakuje weny, chęci i nastroju, ale już wracam i postaram się bywać tu częściej. Dziś pokażę wam zakupy, które poczyniłam przez ostatnie 2 tygodnie. Bez gadania, zaczynam:
Wpadłam do Mydlarni Wrocławskiej i wypadłam z woskiem Yankee Candle Garden Sweet Pea (piękny, wiosenny, kwiatowy zapach) oraz mydłem z żółtą glinką, które już testuję :)
W Rossmannie uzupełniłam braki o płyn do kąpieli Luksja Lemon Pie oraz szampon Garnier Ultra Doux z drożdżami piwnymi i owocem granatu.
Przypadkiem wpadłam do sklepu helfy we Wrocławiu i kupiłam olej Vatiki z oliwą z oliwek, olejem z kaktusa i z migdałów. W aptece po raz kolejny kupiłam moją ulubioną maskę Revalid, o której już tu parę razy było :) Jest niezastąpiona.
Upolowałam też maskę do włosów Joanny z serii mleko i miód. Zdenkowany krem pod oczy AA Wrażliwa Natura zastąpiłam kremem pod oczy dla skóry wrażliwej firmy Flos-lek. Zakup suchego szampony Isany był natomiast deską ratunkową po niedokładnym zmyciu oleju z włosów. Sprawdził się świetnie i w dodatku nadał włosom pięknego, świeżego zapachu :)
Z kolorówki skusiłam się na lakier Oleśki z blogerskiej kolekcji (9 Peaches and Cream) oraz na lakier Essence Nude Glam w numerze 03 Cotton Candy
Kupiłam także rękawicę do masażu, z której pomocą mam nadzieję sumiennie i regularnie masować swoje ciało :)
Muszę się wam pochwalić: zapisałam się do Fitness clubu niedaleko mojego domu :) Jak na razie byłam na trzech zajęciach i jestem na prawdę bardzo zadowolona :)

Co wy ciekawego ostatnio kupiłyście? Uciekam nadrabiać zaległości na waszych blogach, buziaki!

sobota, 2 marca 2013

Ulubieńcy lutego

Cześć dziewczyny!
Dziś będzie post o moich ulubionych produktach lutego. Kolejny zimowy miesiąc za nami, na szczęście wiosna coraz bliżej :) Ok, to zaczynamy:
  • Revalid, Kuracja odżywczo-regenerująca dla zniszczonych włosów - jakiś czas temu zrecenzowałam ją dość porządnie, moja opinia o tej masce jest TU
  • Isana, oliwkowy krem do rąk - bardzo przyjemny nawilżacz dłoni :) zawiera masło kakaowe i olejek oliwkowy, zmiękcza i wygładza dłonie, jest dość treściwy, więc przy zaaplikowaniu grubszej warstwy może się słabiej wchłaniać, kosztuje niewiele, bardzo przyjemnie pachnie, warto spróbować :)
  • Bielenda Czarna oliwka, masło do ciała do skóry suchej i bardzo suchej - pisałam o niej w zbiorczym zestawieniu moich maseł i balsamów, zajrzyjcie TU
  • Dtangle Brush - szczotka na kształt Tangle Teezera, posiada igiełki o różnej długości, przez co dociera do każdego miejsca na głowie, szybko i sprawnie rozczesuję nią nawet największe splątania włosów, posiada też fajny, ergonomiczny uchwyt, dzięki któremu nie wyślizguje się z rąk, jestem na tak ;)
  • Inglot, cień do powiek w numerze 393 Pearl - pierwotnie kupiłam go, by używać jako cień do powiek, jednak któregoś dnia oświeciło mnie, spróbowałam nałożyć go na policzki i to było to :) daje śliczną, subtelną poświatę na twarzy bez drobinek, jest nawet trwały, bardzo go polubiłam w tej nowej roli, na zdjęciu powyżej możecie zobaczyć jak delikatnie się błyszczy
To by było na tyle. Do zobaczenia w kolejnej notce :)

sobota, 23 lutego 2013

Nawilżam się, czyli moje smarowidła do ciała

Cześć dziewczyny!
Dziś postanowiłam Wam opowiedzieć trochę o moich produktach do nawilżania ciała. Jeszcze kilka lat temu balsamy i masła mogłyby dla mnie nie istnieć. Mieszkając jeszcze w domu używałam jednego balsamu na spółkę z mamą :) Zwykle był to czerwony Garnier lub jakieś masło Perfecty. Później, mieszkając już w akademiku kupowałyśmy z koleżankami zapachowe balsamy, które nawilżały raczej słabo. A teraz, odkąd śledzę blogi i kanały dziewczyn na youtube dorobiłam się całkiem niezłej gromadki ;) O każdym z nich Wam po krótce napiszę. Najpierw zdjęcie grupowe:
I po kolei:
  • The Body Shop, Kokosowe mleczko-balsam do ciała w sprayu - już kiedyś o nim pisałam i wtedy go bardzo chwaliłam, niestety w pewnym momencie zapach tego kosmetyku zaczął mnie niesamowicie drażnić (przypominał ten "tłuszcz" z zupek chińskich) i obecnie używam go rzadko, konsystencja jest dość rzadka, a sam produkt nawilża średnio, więc produkt fajnie nadaje się na cieplejsze miesiące, świetnym ułatwieniem jest też spray, dzięki któremu mleczko aplikuje się w ekspresowym tempie, za 250 ml zapłaciłam 39 zł.
  •  Alterra, olejek do ciała migdał i papaja - jeden z moich ulubieńców, więcej pisałam o nim w ulubieńcach stycznia (KLIK), dla mnie jest całkiem ok :) za 100 ml zapłacimy ok 18 zł. (bez pompki taniej)
  • Lirene Body arabica, balsam brązująco-ujędrniający do ciemnej karnacji - mój ulubieniec na porę wiosenną i letnią, nadaje subtelną, aczkolwiek widoczną opaleniznę bez pomarańczowego koloru i zacieków oraz charakterystycznego aromatu samoopalacza, często używam go także do podtrzymania efektów samoopalacza i do tego też sprawdza się świetnie :) 250 ml, koszt ok 17 zł.
  •  Babydream fur Mama, balsam przeciwdziałający rozstępom - mój balsamowy nr 1! Więcej o nim pisałam TU, dostępny w Rossmannach, za 250 ml zapłacimy ok 13 zł.
  •  Farmona Sweet Secret, czekoladowo-pistacjowe masło do ciała - hit ostatnich tygodni, w moim przypadku totalny bubel, nawilżenie, konsystencja i cena są jak najbardziej ok, ale zapach tego masła na mojej skórze doprowadza mnie do potwornego bólu głowy i mdłości :/ nawet mój mąż, który nie jest wrażliwy na zapachy stwierdził, że producent rzeczywiście przesadził z aromatem, niestety masło leży i kurzy się w łazience, może wymyślę jeszcze do czego je używać... standardowa pojemność 200 ml i cena ok 13 zł.
  •  Bielenda Czarna oliwka, masło do ciała, skóra sucha i bardzo sucha - mój ostatni zakup, z którym się bardzo polubiłam :) masło ma typowo masłową, zbitą konsystencję, dość szybko się wchłania, pięknie, świeżo pachnie i bardzo konkretnie nawilża :) serdecznie je Wam polecam, koszt to ok 13 zł. za 200 ml
To tyle. A Wy wolicie balsamy czy masła? :)

wtorek, 19 lutego 2013

Matowimy się czyli o maseczce i bibułkach

Hej dziewczyny!
Dziś poopowiadam Wam trochę o dwóch produktach przeznaczonych do cery tłustej, z którą się na co dzień zmagam. Posiadaczki cer tłustych doskonale wiedzą, że w naszym przypadku, czy to lato, czy to zima, to skóra się na okrągło błyszczy, niezależnie od pory roku, ogrzewania, upału itd. No i większość z nas zapewne stara się w jakiś sposób z tym walczyć. Ostatnio pokazywałam bibułki matujące z Wibo. O nich zaraz, natomiast jako pierwszą zaprezentuję maseczkę oczyszczająco-odżywczą z glinką kambryjską, jedwabiem i olejem jojoba firmy Dermaglin, która dziś wpadła mi w ręce w Rossmannie (przysięgam, wpadła sama z siebie :D). Wybrałam ją ze względu na to, że oprócz zielonej glinki ma też składniki odżywiające i nawilżające. Jak się sprawdziła?
Na początek zdjęcia:
Info:
  • KWC wizaz.pl - KLIK
  • maseczkę kupiłam w Rossmannie za niecałe 6 zł.
  • jest jej 20 gram i wystarczy na dwa użycia (przy czym warstwy będą na prawdę solidne)
  • ma konsystencję typowej glinki, szybko zasycha
  • zapach jest raczej neutralny
  • kolor przy nałożeniu jest błotno-zielony, zaś po wyschnięciu jasnozielony
  • zmywa się bezproblemowo (chociaż trzeba uważać, żeby nie wyciapać całej łazienki ;)
Co z efektami?
Całkiem fajnie oczyściła moją cerę, natomiast nie zaobserwowałam żadnego (absolutnie żadnego) ukojenia, ujędrnienia czy zrewitalizowania. Miałam wrażenie, że obecność olejku jojoba i jedwabiu została "zabita" przez mocną formę glinki. Maseczka bardzo szybko zaschła i praktycznie żadna mimika nie wchodziła w grę. Zastanawiał mnie fakt, że nigdzie na opakowaniu nie znalazłam informacji czy podczas trzymania na buzi trzeba pryskać glinkę wodą jak w przypadku glinki zielonej z ZSK, więc zostawiłam ją "samopas". Zmatowić, zmatowiła moją cerę, ale nie na długo. Moim zdaniem impreza nie warta tych sześciu złotych, taki sam efekt można uzyskać kupując kostkę świeżych drożdży za złotówkę i rozmieszać z wodą. Nie wrócę do niej.
A teraz dwa słowa o bibułkach matujących Wibo:
  • KWC wizaz.pl - KLIK
  • bibułki kupiłam w Rossmannie za niecałe 6 zł.
  • opakowanie zawiera 40 sztuk
  • bibułki są dość cienkie (udało mi się uchwycić to na zdjęciu z lampą błyskową) i małe, aby zmatowić całą twarz trzeba użyć 2-3
Jak się u mnie spisały?
Całkiem nieźle. Po przyłożeniu do twarzy ściągały nadmiar sebum nie niszcząc, nie zbierając przy tym makijażu. Ich użycie nie da nam jednak takiego "tępego" matu, aby uzyskać porządne zmatowienie należałoby nanieść jeszcze puder. Jedyne do czego mogłabym się przyczepić, to ich wydajność. Żeby zmatowić całą buzię potrzeba ich 3, tak więc zakładając, że używamy ich raz dziennie już po dwóch tygodniach musimy zakupić nowy komplet. Niemniej jednak są warte uwagi, można się skusić i wypróbować na własnej skórze :)
A w jaki sposób Wy się matowicie? Pozdrawiam :)

sobota, 16 lutego 2013

Więcej o masce Revalid z ostatniego posta :)

Hej dziewczyny!
Mam nadzieję, że wasz weekend jest równie relaksujący i przyjemny jak mój :) Właśnie pochłonęliśmy z mężem pyszną sałatkę z kurczakiem, ananasem i małymi pomidorkami, a teraz zabieram się już za dokładniejszą recenzję mojego włosowego ulubieńca z ostatniego posta. Mowa o Kuracji odżywczo-regenerującej dla zniszczonych włosów Revalid marki Swiss Hair Treatment. Kilka zdjęć na początek:
Zacznę od tego, że nigdy właściwie nigdzie nie widziałam tych kosmetyków. Ba, nie wiedziałam nawet, że oprócz kapsułek Revalid na włosy i paznokcie istnieją jakieś inne produkty tej linii. Znalazłam je przypadkiem w aptece, do której zaglądam bardzo rzadko (info dla wrocławianek: na placu Kościuszki), a promocyjna cena 4,79 zł. (regularnie kosztuje tam niecałe 8 zł.) skutecznie zachęciła mnie do sięgnięcia po ten specyfik. Wieczorem, po przyniesieniu zakupu do domu znalazłam go w Internecie, a tam jego ceny dochodziły nawet do 30 zł! Także trzeba o tym pamiętać, jeżeli będziecie miały ochotę go kupić.
Kilka info o produkcie:
  • dostępność: apteki, allegro
  • produkt zamknięty jest w miękkiej tubie stojącej na "głowie" o pojemności 150 ml
  • cenę już omówiłam, waha się od 8 zł. do nawet 30 zł.
  • konsystencja jest średnia, ani bardzo gęsta, ale też nie lejąca, taka w sam raz
  • niewielka ilość wystarczy na pokrycie całych włosów - produkt jest więc wydajny
  • zapach ma bardzo przyjemny, taki świeży, delikatny
  • zawiera m.in. pantenol, alantoinę i wyciągi ze zbórz
  • na opakowaniu producent informuje nas, że produkt możemy używać na dwa sposoby: albo na zniszczone końcówki (co jest "lekką" ściemą, bo chyba każda z nas wie, że zniszczone i rozdwojone końcówki nadają się jedynie do ścięcia), albo nałożyć na całe włosy i po 5-10 minutach spłukać - ja używam tej maski właśnie w ten drugi sposób
A jakie jest jej działanie?
Zdecydowanie świetne! Mam ją od ponad dwóch tygodni. Maska odczuwalnie odżywia i wygładza włosy. Ku mojej wielkiej uciesze znacznie poprawia ich wygląd i ułatwia rozczesywanie. Pasma się po niej ładnie błyszczą i wyglądają zdrowo. Jak na razie nie ocenię jej właściwości regenerujących - zbyt krótko jej używam, poza tym mam w łazience kilka innych masek i odżywek i korzystam z nich na zmianę. Ale z tej kuracji na chwilę obecną jestem bardzo zadowolona :)
Gdyby ktoś był ciekawy, to w skład całej linii Revalid wchodzi jeszcze szampon, odżywka oraz tonik z kofeiną, który stosuje się jako wcierkę.
I na koniec pochwalę się prezentem walentynkowym od męża. Co prawda nie są to czekoladki, kwiaty, ani nic czerwonego, ale coś, z czego się bardzo cieszę.
Czyli kurs języka francuskiego :) Tego pięknego języka uczyłam się 3 lata w liceum, potem skupiłam się na doszlifowywaniu angielskiego, a francuza porzuciłam. Teraz, kiedy mówię już biegle po angielsku postanowiłam wrócić do francuskiego, dzięki temu kursowi przypomnieć sobie podstawy, a potem polecieć dalej z jakimś kursem dla zaawansowanych :) Okazuje się, że całkiem dużo pamiętam z liceum :)
Dziękuję Wam za uwagę i pożegnam się dziś nietypowo. Bonne soirée, au revoir!

czwartek, 14 lutego 2013

Całkiem nowi ulubieńcy włosowi

Cześć dziewczyny!
Skarżyłam się ostatnio, że moje włosy przeżywają nieciekawy okres. Mimo intensywnej pielęgnacji (olejami, maskami i innymi dobrze wam wszystkim znanymi produktami) mam z nimi same problemy. Już przestały wypadać (łykałam przez 2 miesiące Revalid), ale za to zaczęły się dziwnie plątać i łamać. Ostatnio jednak odkryłam dwa bardzo fajne produkty - jeden kosmetyk i jedno akcesorium. Oto moje nowe skarby:
Mowa o:
  • Dtangle Brush - szczotka a'la Tangle Teezer, którą kupiłam na stronie fryzjerski-sklep.pl, jak na razie to najlepsza szczotka, jaką kiedykolwiek miałam, dzięki niej wieczorne rozczesywanie włosów nie jest już koszmarem, długo zastanawiałam się, czy wybrać ją czy TT i ostatecznie po filmiku megilongue na yt zdecydowałam się na tańszą wesję
  • Revalid, Kuracja Odżywczo-Regenerująca dla Zniszczonych Włosów - produkt w postaci średnio gęstej maski, kupiony w aptece za śmieszne pieniądze (niecałe 5 zł), zawiera m.in. alantoinę, pantenol i wyciąg z owsa, jak na razie mogę powiedzieć tylko, że rewelacyjnie nawilża i pomaga w późniejszym rozczesaniu czupryny
Oczywiście nie są to pełne recenzje, ale takich możecie spodziewać się za jakiś czas, kiedy już poużywam te produkty (szczególnie maskę). 
Powiedzcie mi jakie Wy macie ulubione produkty do włosów! Buziaki :)

poniedziałek, 11 lutego 2013

Biedronkowy puder do kąpieli Body Club

Hej kochane :)
Dziś będzie mowa o pudrze do kąpieli, który pokazywałam w poprzednim poście. Kupiłam go kilka dni temu i pochodzi z walentynkowego folderu Biedronki. Moje nastawienie do pudrów do kąpieli po zeszłorocznym niewypale (też biedronkowym nota bene) było raczej nienajlepsze. Czy coś uległo zmianie? Na początek kilka informacji i zdjęć:
Body Club Puder do kąpieli
Kąpiel w aromatycznej pianie
Białe kwiaty i magnolia
  • puder kupiłam w Biedronce (folder, w którym ten produkt się znajduje jest ważny do 20 lutego) za 1,99 zł.
  • oprócz tego wariantu zapachowego były jeszcze owoce tropikalne oraz wersja waniliowa
  • jest go 75 gram w opakowaniu, co wystarcza na jedną kąpiel
  • puder jest dość drobno zmielony (jak to puder ;), ale po rozpuszczeniu, w wannie, na dnie wyczuwalne są takie jakby mini kryształki 
  • zapach mojej wersji jest w miarę naturalny, nawet mocny, w trakcie kąpieli nie zanika, ale staje się delikatniejszy
  • "robi" dużą pianę
No dobra. Pomyślicie pewnie: fajna rzecz, czego ona chce? :D Otóż po rozpuszczeniu, po spienieniu pudru w wodzie piana momentalnie "siada". Rozkoszna kąpiel w wannie pełnej puszystej pianki nie potrwa nawet dwóch minut. Dodatkowo proces opadania piany jest wzmocniony wątpliwymi doznaniami akustycznymi, gdyż po prostu słyszymy jak piana opada. Mam nadzieję, że wiecie o jaki dźwięk chodzi :) Niestety denerwowało mnie to na tyle mocno, że relaks w wannie był po prostu niemożliwy. Szczęście w nieszczęściu, cała piana opadła w ciągu chwili... Na pocieszenie został nawet miły zapach magnolii i białych kwiatów (czułam tam frezje). Puder nie nawilżył, ani nie odżywił jakoś specjalnie mojej skóry.
Podsumowując, ponownie nie stałam się fanką pudrów do kąpieli. Jeśli chciałyście go kupić, to nie polecam. Za te 2 złote można mieć coś ciekawszego (np. 4 lizaki Chupa-chups ;).
Pozdrawiam was serdecznie, udanego tygodnia :) Oby do piątku!