niedziela, 25 listopada 2012

Paznokcie - miedziany lakier Classics Mini od Golden Rose + polecenie filmowe

Cześć! Weekend ledwo się zaczął, a tu już prawie koniec. Na osłodzenie sobie tych kilku ostatnich godzin, które zamierzam spędzić z mężem na wrocławskim Jarmarku Bożonarodzeniowym. A teraz, żeby osłodzić sobie te ostatki niedzieli pomalowałam paznokcie na piękny, miedziany odcień. Jest to lakier Classics Mini w numerze 152, który kupiłam na stosiku Golden Rose w zeszłym roku. Lakier ma 15 ml i kosztował mnie 3 zł. Zobaczcie same:
zdjęcie w świetle naturalnym, w pochmurne popołudnie
zdjęcie z lampą błyskową
Kolor jest jesienny, metaliczny i bardzo fajnie prezentuje się na moich dłoniach. Trwałość też jest zadowalająca, 4, a nawet 5 dni bez uszczerbków, chociaż zawsze takie ciemniejsze kolory zabezpieczam topem. Aczkolwiek z moją serią Color Club, którą już pokazywałam na blogu żaden top sobie nie radzi :( Tu trwałość jest na prawdę zadowalająca, a sam kolor zbiera wiele komplementów :)

Na koniec chciałabym wam polecić film, na którym byłam wczoraj w kinie. Mówię o Atlasie chmur, czyli najnowszej produkcji rodzeństwa Wachowskich (tych od Matrixa ;) oraz Toma Tykwera. Po recenzjach w necie nie spodziewałam się jakiejś sensacji. Jednak bardzo się myliłam. Atlas chmur jest niewątpliwie jednym z najpiękniejszych i najlepszych filmów, jakie widziałam w życiu. To opowieść o wyborach życiowych, wierze i przemijaniu, a także o tym, że wszystko dzieje się po coś. Historie z ekranu pojawiają się w asyście zachwycającej muzyki i bardzo dobrej gry aktorskiej m.in. Halle Berry i Toma Hanksa. Film dał mi dużo do myślenia. Zdecydowanie polecam :) Poniżej trailer filmu oraz kompozycja jednego z bohaterów, która towarzyszy mi dziś od rana.
Trzymajcie się, miłej niedzieli :)

środa, 21 listopada 2012

Yves Rocher - płukanka octowa z malin do włosów

Hej! Dziś w końcu będzie długo wyczekiwana recenzja produktu, o którym jakiś czas temu było głośno na blogach i youtube. A mowa oczywiście o octowej płukance do włosów o zapachu malin z Yves Rocher. Do tej recenzji zbierałam się na prawdę dłuuuuugo. Produkt kupiłam jeszcze na początku września i wtedy też zaczęłam go używać. Na dzień dzisiejszy, czyli stosując płukankę już ponad dwa miesiące mogę powiedzieć o niej coś więcej. A dlaczego "dojrzewanie" do tej recenzji zajęło mi tak długo? Czytajcie dalej :)
Co na temat płukanki mówi producent?
Powrót do tradycyjnych metod pielęgnacji – płukanka octowa wydobywa naturalny połysk włosów, które lśnią nowym pięknem.
Apetyczny owocowy zapach sprawia, że stosowanie płukanki staje się czystą przyjemnością.
Do użycia przy ostatnim płukaniu włosów. 
Składniki pochodzenia roślinnego: certyfikowany francuski ocet winny.
Ocet winny, otrzymywany drogą naturalnej fermentacji, znany jest ze swych właściwości nabłyszczających i wygładzających łuskę włosa oraz ze zdolności przeciwdziałania zwapnianiu. Ocet stosowany w naszych kosmetykach pochodzi z Francji. Formuła bez parabenów.
Testowana pod kontrolą dermatologiczną. Testy pokazały:
Włosy mają więcej blasku: u 78% badanych*
(*poziom satysfakcji: test przeprowadzony na 27 kobietach w ciągu 4 tygodni)
źródło: http://www.yves-rocher.com.pl/

TU link do KWC

I kilka słów ode mnie:
  • buteleczka (która jest swoją drogą bardzo ładna ;) zawiera w sobie 150 ml produktu i bez promocji kosztuje 24, 90 zł.
  • buteleczka ma wygodny dozownik, dzięki któremu produkt się po prostu nie marnuje
  • kosmetyk często pojawia się w promocji i można go wtedy kupić taniej
  • swoją płukankę kupiłam w stacjonarnym sklepie Yves Rocher, jest również dostępna w sklepie internetowym (na chwilę obecną jej cena to 19,90 zł.)
  • płukanka jest ważna 12 miesięcy od otwarcia
  • konsystencja jest wodnista
  • zapach jest intensywnie malinowy, naturalny, bez sztucznych aromatów, kojarzy mi się z malinową gumą rozpuszczalną
  • według mnie jest dość wydajna i nie rozumiem, jak niektórzy zużywają ją w tydzień, moją mam już ponad dwa miesiące i zostało mi 2/3 pojemności - a używam jej zgodnie z zaleceniami producenta i radą pani w sklepie, czyli kilka kropel wcieram we włosy pod koniec mycia, po czym spłukuję głowę zimną wodą, nie używam jej jednak codziennie, a tak co 2, 3 dni
A działanie?
Szczerze mówiąc przez pierwszy miesiąc nie zauważyłam żadnej różnicy. Miałam wręcz wrażenie, że płukanka sprawia, że moje włosy są splątane i nie daje się ich później rozczesać, co jak się potem okazało, było spowodowane czymś innym. Efektów właściwie nie było, włosy, mimo, że odżywiane i olejowane nie błyszczały jakoś szczególnie. Płukankę doceniłam dopiero po około sześciu tygodniach od rozpoczęcia jej stosowania. Może nie daje rewelacyjnych i wielce spektakularnych rezultatów, aczkolwiek widzę gołym okiem i porównując ze zdjęciami sprzed dwóch miesięcy, że włosy wyraźnie błyszczą i wyglądają po prostu lepiej i zdrowiej. Nie zauważyłam jednak, żeby jakoś szczególnie lepiej rozczesywało mi się włosy, ani żeby były bardziej odżywione czy nawilżone. Jednak mimo wszystko płukanka sprawiła, że moje włosy bardzo ładnie błyszczą i są takie "pełne życia" :) 
Czy polecam?
Ciężko powiedzieć. Na pewno nie jest to produkt dla niecierpliwych, ja na efekty czekałam prawie dwa miesiące i przez ten czas sumiennie używając płukanki co 2 lub 3 dni. Jednak spróbować warto, gdyż włosy na prawdę wyglądają dużo lepiej. Poza tym ten zapach znacznie umila sam proces mycia, za którym szczerze mówiąc nie przepadam za bardzo. Dlatego jeżeli akurat nadarzy się okazja, żeby ten produkt kupić taniej, to warto to zrobić i sprawdzić na sobie samej :)
Na koniec dodam jeszcze, że na naszym rynku istnieje bardzo podobny produkt. Mówię tutaj o Malinowej kąpieli do włosów firmy Marion, która podobno ma dość podobne działanie i kosztuje około 7 zł. za 130 ml. Kiedy skończy mi się płukanka z Yves Rocher, to nie omieszkam wypróbować Malinowej Kąpieli :)
Pozdrawiam was i do kolejnej notki!

niedziela, 18 listopada 2012

Małe zakupy

Cześć! Ostatnio kupiłam kilka (oczywiście niezbędnych ;) kosmetyków i postanowiłam, po zebraniu ich do kupy, wam je pokazać. Oto one:
  • płatki kosmetyczne z Lidla - jeszcze nie używałam, zobaczymy, czy przebiją te z Biedronki
  • woda termalna Avene 
  • maska do włosów z proteinami mlecznymi Biovax - niestety tu przepłaciłam na całego, maskę kupiłam za niecałe 20 złotych w SuperPharmie (jest jej 250 ml), zaraz potem poszłam do swojej osiedlowej apteki, by tam ujrzeć taką samą maskę o pojemności 500 ml za ... 23, 90 zł.
  • pędzel Hakuro H100 - o nim myślałam już od dłuższego czasu i w końcu jest mój :) ma bardzo zbite włosie i świetnie nadaje się do nałożenia pudru lub roztarcia granic między różem, a bronzerem
  • róż Miyo w odcieniu 03 Sorbet - całkiem przyjemny róż, daje ładny, "zdrowy" kolor i mimo pierwszemu wrażeniu, trudno z nim przesadzić
  • cienie Inglot - jasny, perłowy to 393 Pearl, a średni brąz to 342 Matte
a tak prezentuje się moja paletka pięciu cieni Inglota, którą skomponowałam z myślą o szybki, porannym makijażu na co dzień:
od lewej: 373 Matte, 353 Matte, 393 Pearl, 342 Matte i 422 Pearl
A co wy ostatnio nowego kupiłyście? Pozdrawiam :)

czwartek, 15 listopada 2012

Biochemia Urody - olej z kocanki

Hej! Dziś chciałabym wam zaprezentować olej z kocanki, który zamówiłam jakiś czas temu na Biochemii Urody. Zamówiłam go, gdyż postanowiłam coś dołożyć do koszyka, żeby hydrolatowi oczarowemu nie było smutno :) A tak właściwie to po to, aby móc coś jeszcze przetestować płacąc raz za przesyłkę. Czym właściwie jest kocanka?
www.biochemiaurody.pl
Kocanka włoska (Helichrysum Italicum) - to krzew o drobnych żółtych kwiatach, charakterystyczny dla terenów Europy. Kwiatostany kocanki wykazują niezwykłą trwałość. Jeszcze kilka miesięcy po zasuszeniu utrzymują intensywną żółtą lub rdzawą barwę, dlatego są chętnie wykorzystywane w kompozycjach suchych bukietów. Z tego też faktu potoczna nazwa kocanki to nieśmiertelnik (ang. everlasting). Oprócz celów ozdobnych, kocanka była od kilkuset lat wykorzystywana w medycynie ludowej w leczeniu zapaleń, kaszlu, gorączki, bólu mięśni i stawów, w zapaleniu żył, chorobach wątroby i dróg moczowych oraz w zwalczaniu reakcji alergicznych i leczeniu astmy.

Kocanka to również istotny składnik w pielęgnacji skóry. Spotykanych jest kilka odmian kocanki, z których najcenniejsze własności kosmetyczne wykazuje oferowana kocanka włoska (Helichrysum Italicum = Helichrysum Angustifolium).

W kosmetyce kwiat kocanki spotykany jest przede wszystkim w formie olejku eterycznego, hydrolatu oraz niezwykle rzadko w postaci olejowego ekstraktu. Jako składnik kosmetyczny, kocanka nie jest zbyt popularna w Polsce, jest to natomiast nieodzowny składnik, który powinna wypróbować każda osoba mająca problem z naczynkami.
www.biochemiaurody.pl

Do zakupu tego oleju głównie skłoniło mnie to, że jest on również polecany do cery problematycznej i tłustej, z którą się zmagam. Pomaga w szybszym pozbywaniu się przebarwień i zaczerwienień. 
Jeszcze rzut oka na zastosowanie oleju z kocanki:
»Jako faza tłuszczowa w recepturach kosmetycznych.

» Jako pielęgnujący olejek do twarzy stosowany samodzielnie (przetrzyj skórę wybranym Hydrolatem, odrobinę olejku rozgrzej między palcami i aplikuj na lekko wilgotną skórę twarzy, szyi, dekoltu oraz okolice oczu, delikatnie wklepując).

» Jako Dwufazowy nawilżacz w połączeniu z wybranym Żelem hialuronowym. Dwufazowy nawilżacz można według upodobania aplikować w dwojaki sposób:

1 - Nałożyć na zagłębienie dłoni porcję Żelu hialuronowego, dodać kilka kropli olejku, zmieszać palcami na jednolitą masę i nakładać opuszkami palców, delikatnie masując i wklepując w skórę. Stosunek fazy olejowej do żelowej reguluje się w zależności od potrzeb i rodzaju cery. W przypadku cery tłustej dodajemy mniejszą ilość olejku, w przypadku cery suchej większą ilość olejku.
2 - Najpierw zaaplikować kilka kropli olejku, odczekać od kilku do 20 minut i dopiero następnie nałożyć warstwę Żelu hialuronowego, dobrze wmasowując i wklepując w skórę.

» Jako natłuszczająco-nawilżający olejek do ciała stosowany bezpośrednio na suchą lub lekko wilgotną po kąpieli skórę.

» Porcję oleju można dodać do tradycyjnego balsamu do ciała tuż przed użyciem (mieszać małe porcje balsamu i olejku na dłoni i od razu aplikować na ciało).

» Odrobinę oleju można dodać do kremu do twarzy tuż przed nałożeniem, zwiększa to walory i właściwości pielęgnujące preparatu, w przypadku gęstych maści i kremów daje lepszy poślizg przy nakładaniu (nałożyć na zagłębienie dłoni porcję kremu, dodać odrobinę olejku, zmieszać palcami na jednolitą masę i nakładać opuszkami palców, delikatnie masując i wklepując w skórę).

» Jako kuracja sprzyjająca gojeniu oraz redukująca świeże, zagojone rany, blizny po oparzeniach i pourazowe, blizny potrądzikowe oraz rozstępy - polecany zwłaszcza w połączeniu z Hydrolatem z kwiatu kocanki lub Hydrolatem aloesowym i Żelem hialuronowym z pantenolem, stosowany wytrwale i regularnie przez kilka miesięcy.

» Olej z kocanki polecany jest do pielęgnacji cery naczynkowej, zaczerwienionej, delikatnej i podrażnionej, zasinionej, z wybroczynami podskórnymi, dojrzałej, zniszczonej, z trądzikiem różowatym i pospolitym, z bliznami pourazowymi i potrądzikowymi. Jest również odpowiedni do pielęgnacji skóry ciała, zwłaszcza nóg w przypadku problemu z rozszerzonymi naczynkami tzw. pajączkami. Może być stosowany także na okolice oczu, szyję, dekolt, jak i na całe ciało.
www.biochemiaurody.pl


A teraz moje zdanie na jego temat:
  • olej znajduje się w ciemnej buteleczce i jest go tam 50 ml
  • jego koszt to 11,90 zł.
  • konsystencja oleju o ciemno-żółtym kolorze
  • zapach jest ziołowy, ale bardzo przyjemny
  • mój jest ważny do marca 2014 roku, czyli około 2 lata od momentu, w którym go kupiłam
  • jest baaaardzo wydajny, używam już kilka długich miesięcy, a ubyło go może 1/6 pojemności
  • nakładam go na oczyszczoną, wilgotną twarz i delikatnie wklepuję
  • olej rzeczywiście sprawia, że moje przebarwienia szybciej się goją i jest ich mniej
  • rano twarz jest miękka, gładka, ale też nie nadmiernie przetłuszczona
  • olej mnie nie zapycha, nie sprawia, że pojawiają mi się wypryski
Podsumowując, polecam serdecznie wszystkim dziewczynom o cerze problematycznej lub naczynkowej. Olej z kocanki rzeczywiście wart jest uwagi! Pozdrawiam was serdecznie, do następnej notki:) 

niedziela, 11 listopada 2012

Jesienno-zimowe niezbędniki kosmetyczne

Hej! Wraz z nadejściem chłodnych dni zapewne jak większość z was zmieniam swoją pielęgnację ciała oraz twarzy. Kilka rzeczy dokładam do dotychczasowej, kilka kosmetyków używam częściej niż w innych porach roku. Ogólnie nie jest tego dużo,nie jestem fanką posiadania piętnastu balsamów do ciała czy dziesięciu balsamów do ust. Cenię sobie minimalizm i staram się wszystko sumiennie denkować :) To tyle tytułem wstępu, a teraz czas na moje niezbędniki.
Zacznę od pielęgnacji twarzy:
Kiedy temperatura spada poniżej zera stawiam na krem, który wypróbowałam już w zeszłym roku, czyli Winter Care od Flos-leku. Jest to półtłusty krem ochronny, który w swoim składzie nie zawiera wody (co jest bardzo ważne w kremach, które używamy przed wyjściem z domu na mróz - jak wiadomo woda zamarza w takich warunkach, nawet ta w kremach). Na początku myślałam, że będzie on zbyt tłusty, aby nałożyć na niego makijaż, jednak nie ma takiego problemu i spokojnie można używać go pod podkład. W dodatku nie zapycha i jest nie drogi. Występuje też w wersji tłustej dla cery suchej i bardzo wrażliwej.
Jesienią i zimą częściej sięgam też po maseczki nawilżające moją twarz, które latem są u mnie rzadkością (ach te uroku cery tłustej ;). Najczęściej wybieram maskę z glinką zieloną z Ziaji, która spełnia swoje nawilżające zadanie i nie powoduje u mnie żadnych podrażnień. Pomadka ochronna oczywiście jest stałym punktem programu przed każdym wyjściem. Moja ulubiony sztyft do ust to rumiankowa Alterra. TU porównanie trzech często kupowanych pomadek ochronnych.
Chłody u mnie sprzyjają również używaniu tzw. śmierdzących rybek czyli kapsułek Dermogal A+E. Zwykle dodaje je do porcji kremu na noc, aby rano obudzić się z miękką i dogłębnie nawilżoną buzią. Niemniej jednak chyba nie przekonam się nigdy do używania ich solo ;)
Teraz ciało:
Przyznam się bez bicia, że nie zawsze chce mi się wieczorem po wyjściu z kąpieli używać balsamu do ciała. Zwykle robię to raz na kilka dni. Jednak w okresie grzewczym taki manewr nie przechodzi ;) Staram się wtedy stawiać na bogate, gęste produkty nawilżające. Moim faworytem w tej kwestii jest masło do ciała o zapachu marakui  z The Body Shopu. Fakt, standardowa cena tych maseł to jakieś nieporozumienie, ale zawsze kilka razy w roku są przeceniane o 50% więc wtedy na prawdę warto je kupić. Nawilżenie jest konkretne i porządne. Moim ostatnim odkryciem jest natomiast balsam przeciw rozstępom dla mam z Babydream. Kosmetyk zawiera w sobie między innymi olej słonecznikowy, olej migdałowy i witaminę E. W dodatku pięknie pachnie :)
Włosy:
Tutaj zbyt wiele się u mnie nie zmieni. Jesienią i zimą pamiętajmy o porządnym nawilżeniu włosów. Szczególnie polecam maskę z granatem i aloesem z Alterry, a także wszystkie maski Biovax. Nasze włosy nie lubią ani kaloryferów, ani czapek, pod którymi nie mogą "oddychać". Częstym problemem zimą jest także elektryzowanie się i puszenie włosów od nakryć głowy. Na to jest jeden sposób, ale go zdecydowanie nie polecam. Chodzi tu o płukanie czupryny płynem do płukania tkanin. Fryzjerzy jednak odradzają to,gdyż płyn do tkanin zatyka łuski włosa. Pozostaje więc nawilżanie, nawilżanie i jeszcze raz nawilżanie naszych fryzur.
Dłonie i stopy:
W poprzednim poście wspominałam wam, że moja pielęgnacja dłoni zaczyna się dopiero koło listopada.W tym roku mam zamiar wytoczyć ciężkie działo. Idealnie nadaje się do tego krem z Isany z pięcioma procentami mocznika. Jako krem "dzienny", idealny do torebki wybrałam również produkt marki własnej Rossmanna, który jest już lżejszy i szybciej się wchłania. Do stóp niezmiennie używać będę kremu Fuss Wohl Intensiv Creme z dziesięcioma procentami mocznika. Na to grube skarpety i do łóżka :)
To chyba tyle. Jak widzicie w pielęgnacji jesienno-zimowej stawiam na minimalizm i konkretne nawilżenie. A jakie są wasze ulubione kosmetyki na chłodne miesiące?

piątek, 9 listopada 2012

Perfecta Spa domowy manicure - zabieg regenerujący do rąk

Cześć! Dziś chciałam wam opowiedzieć o duo do pielęgnacji dłoni. Ja, przyznam szczerze i z lekkim zawstydzeniem, pielęgnuję swoje ręce tylko w okresie jesienno-zimowym. Wiosną i latem krem do rąk mógłby dla mnie nie istnieć. Natomiast już przy pierwszych chłodach moje dłonie zaczynają przesuszać się i pękać. W tym roku postanowiłam, że nie dopuszczę do takiego stanu i rozpocznę intensywną pielęgnację, gdy tylko listopad pojawi się w kalendarzu.
I aby wprowadzić mój plan w życie oprócz kremów do rąk zaopatrzyłam się w saszetkowy zabieg regenerujący dla dłoni od Dax Cosmetics, który dorwałam ostatnio w promocji w Rossmannie. Kosztował mnie niecałe 2 złote, a jego standardowa cena to około 3,50 zł. Jedną część saszetki stanowi regenerująca maska-serum do rąk, drugą zaś jest szafirowy peeling.
Zacznę od peelingu:
  • saszetka zawiera 6 ml (spokojnie wystarczy na dwa użycia)
  • zapach ma miły, nienahalny, ale nie jest to aromat niczego konkretnego
  • konsystencja jest dość delikatna, kremowa, ma w sobie zanurzone drobinki peelingujące (widoczne po powiększeniu drugiego zdjęcia)
  • zawiera szafir, parafinę, masło ze skórki pomarańczowej, glicerynę i alantoinę
  • siłę tego zdzieraka określiłabym jako średnią, nie jest za mocny, ani też za słaby
  • po jego użyciu dłonie były miękkie i gładkie, ale nie zauważyłam jakiegoś spektakularnego efektu wygładzenia
A teraz maseczka-serum:
  • saszetka również jest o pojemności 6 ml i śmiało można ją wykorzystać na dwa razy
  • zapach równie miły, jak w przypadku peelingu
  • konsystencja kremowa, dość tłusta
  • maska zawiera parafinę, olejek jojoba, wyciąg z arniki górskiej, glicerynę i alantoinę
  • maskę pozostawiamy na dłoniach 15 minut (co dla mnie było małym koszmarkiem, nie lubię siedzieć bezczynnie) po czym jej nadmiar wcieramy
  • po zabiegu dłonie, jak i skórki były ładnie nawilżone i natłuszczone przez kilka dni (oczywiście wspomagane kremem do rąk)
Podsumowując, fajny produkt, aczkolwiek nie będę go na pewno kupować regularnie. Jest jednak bardzo dobrym wyjściem na regenerację i wypielęgnowanie naszych dłoni przed jakąś ważną imprezą. Chociaż z drugiej strony myślę, że peeling z kawy i grubaśna warstwa mocno nawilżającego kremu do rąk lub ciała zdziałałaby to samo :) Wybór pozostawiam wam. Pozdrawiam i do następnej notki!

środa, 7 listopada 2012

Bubel - Syoss Heat Protect Styling Spray

Hej! Dziś krótko i na temat. Będzie o wielkim bublu firmy Syoss. Ten ochraniacz przed ciepłem capnęłam z półki w biegu w Realu, gdyż zabrakło nam kilka złotych do otrzymania jakiegoś bonu zniżkowego do Empiku. Nie zastanowiłam się nad nim dłużej, nie zapoznałam ze składem. I to był błąd. W domu zaznajomiłam się dogłębnie ze składem, alkohol zaraz po wodzie, na drugim miejscu. Spray użyłam tylko raz, ale za to cały dzień myślałam, że zrobiłam sobie tym więcej krzywdy niż pożytku. I to u progu walki o piękne i zdrowe włosy :) Podsumowując, nie polecam. Teraz już z resztą jestem na odwyku od prostownicy :)

piątek, 2 listopada 2012

Bordo na paznokciach + włosowy tag

Cześć! Dziś będzie post z dwoma tematami, pierwszy będzie dotyczył będzie pięknego, bordowego, winnego lakieru do paznokci, a drugi tagu Moje włosy w pigułce (do zabawy zaprosiła mnie Anitka, dziękuję bardzo :)
Zacznę od lakieru. Od dawna szukałam idealnej winnej czerwieni, czegoś, co wpadałoby w bordo. I znalazłam na stosiku Golden Rose. Lakier to Golden Rose Rich Color nr 28, kosztował 6,50 zł. Oto on:
Na środkowym palcu są dwie warstwy, na pozostałych zgodnie z zaleceniem producenta jedna. Na żywo nie rzuca się to aż tak w oczy :) Wybaczcie ubytki przy końcówkach, lakier noszę już kilka dni podczas których zawzięcie szorowałam mieszkanie i stukałam w klawiaturę. Pędzelek jest duży i wygodny w malowaniu. A sam kolor jest naprawdę piękny.
A teraz TAG: Moje włosy w pigułce :)
Zasady:
- odpowiedzieć na 13 pytań.
- oTAGować 5 osób (oczywiście poinformować je o tym)
- podziękować nominującemu blogerowi na jego blogu.
1. Twój naturalny kolor włosów:  
ciemny blond, w lecie ze złotymi refleksami

2. Twój obecny kolor włosów:
już od dwóch lat naturalny :)

3. Aktualna długość włosów:
ok 38 cm

4. Długość, na jaką chciałabyś zapuścić włosy:
myślę, że tak mniej więcej do połowy pleców byłoby całkiem ok :)

5. Jak często podcinasz końcówki?
niestety, rzadko, chociaż ostatni raz zrobiłam to jakiś tydzień temu ;)

6. Twoje włosy są proste, falowane czy kręcone?
proste, aczkolwiek końcówki wykręcają się na wszystkie strony świata

7.Jaką porowatość mają Twoje włosy?
 myślę, że niską, ale nie za bardzo na tym się znam, więc to tylko moja hipoteza :)

8. Jakie są Twoje włosy (np. normalne, przetłuszczające się, suche itd.)? 
przetłuszczające się u nasady, a suche na końcach

9. Jak wygląda Twój codzienny włosowy rytuał pielęgnacyjny? 
włosy myję codziennie stosując szampony głównie z Alterry, a po umyciu nakładam na nie odżywkę lub maskę, minimum dwa razy w tygodniu olejuję włosy, a po każdym myciu zabezpieczam końcówki jedwabiem w płynie, jakiś miesiąc temu całkowicie zrezygnowałam z prostownicy, staram się również ostawić suszarkę, ale czasem jej użycie jest konieczne, wtedy suszę włosy chłodnym nawiewem

10. Czego nie lubią Twoje włosy (np. wiatru, silikonów itp. - wszystko co przyjdzie Ci do głowy)?
prostownicy, wiatru i obciążających odżywek, a także kosmetyków do stylizacji

11. Co lubią Twoje włosy? (np. olejowanie, długie spacery przy blasku księżyca itp. - wszystko co przyjdzie Ci do głowy)?
żelek lniany jako maskę i odżywki z Biovaxu

12. Jaka jest Twoja ulubiona fryzura?
rozpuszczone włosy i jakaś fajna opaska

13. Gdyby Twoje włosy umiały mówić to co by powiedziały?  
bardzo bym chciała, żeby mi powiedziały tak na prawdę jaki olej lubią najbardziej :)

Nie taguję nikogo, wszystkich chętnych zapraszam do zabawy! Trzymajcie się, za kilka godzin weekend ;)