sobota, 29 października 2011

Cienie firmy Inglot

Hej :) Dziś postanowiłam opowiedzieć trochę o moich cieniach firmy Inglot. Moje "cieniowe" początki to oczywiście duża (i tania;) paleta Ruby Rose, która w pewnym momencie przestała mnie zadowalać pod względem trwałości, kolorów i wykończenia. Wtedy sięgnęłam po cienie Inglota. Oczywiście po drodze przechodząc przez Miss Sporty, Manhattan itp. Ostatecznie Inglot na stałe zagościł wśród moich kosmetyków. Cienie mają wiele plusów: są bardzo dobre jakościowo, są tanie (za pojedynczy wkład do paletki zapłacimy 10zł), jest bardzo duży wybór kolorów. A co do wykończeń - można wybrać cień matowy, perłowy lub taki z podwójnymi drobinami (double sparkle). Wśród moich zbiorów są 2 paletki (jedna na cienie codzienne, druga, 5tka, na cienie bardziej imprezowe, letnie) oraz dwie mini paletki z trzema odcieniami.

Paletki zakupiłam również w Inglocie, cena każdej z nich to 9 zł. A teraz po krótce o każdej z nich. Najpierw paleta z cieniami dziennymi:

U góry umieściłam cień jasnoróżowy, fioletowo-brązową perłę, morelowy i złoto-brzoskwiniowy. U dołu zaś matowa biel (idealna do rozświetlenia kącików lub jako cień bazowy), jasny szary i ciemny szary.
Swatche:

Cienie są delikatne, idealne dla mnie do makijażu dziennego do pracy i szkoły (może oprócz tego złoto-brzoskwiniowego;)

I druga paletka plus dwie "trójki":


W palecie moje dwa szaleństwa - pomarańczowa, wakacyjna perła i lemonkowa zieleń ze złotymi drobinami. Myślałam, że ten zielony będzie się osypywał, ale nic podobnego. Drobiny trzymają się cienia i nie "latają" po całej twarzy. Fioletowa mapka jest w wykończeniu double sparkle, kosztowała mnie ok 20 zł, natomiast druga "trójka" to koszt ok 21 zł. Oprócz cienia perłowego (środkowy) są tam dwa double sparkle, ale już z mniejszymi drobinami niż w przypadku wcześniejszych fioletów.

Swatche:

Co do trwałości cieni nie mogę się wypowiedzieć, zawsze używam je na bazę, ale na mojej powiece bez bazy nie utrzymuje się absolutnie nic. Ogólnie cienie Inglota bardzo polecam. Są mocno napigmentowane, tanie, ogólnodostępne, jest dostępnych bardzo wiele kolorów i wykończeń. Cienie nie osypują się także podczas dnia. Łatwo je się rozciera i łączy z innymi cieniami. Minusów nie widzę :) Jak dla mnie są idealne. Ok, to by było na tyle, ściskam mocno i pozdrawiam :)

czwartek, 27 października 2011

Urodzinowe gifty :)

Hej :) Kilka dni temu obchodziłam swoje dwudzieste trzecie urodziny. Z tej okazji dostałam kilka prezentów, które bardzo mnie ucieszyły. Oto i one:

perfumy Idole d'Armani - zapach, który mnie kompletnie zauroczył i oczarował, jest jednocześnie świeży i lekko słodki, idealny na jesień i zimę, w skład jego nut zapachowych wchodzą klementynka, gruszka, imbir, davana, szafran, róża loukoum, jaśmin, paczula, wetiwer. Jest to prezent od mojego narzeczonego:) Przyznał się, że wachał się nad Idole oraz nad Aqua di Gioa i cieszę się, że jednak zdecydował się na Idole, bo jest po prostu piękny :)

 Kolejny poradunek to kubek z podstawką, w której uśmieścić można małą świeczkę (tzw podgrzewacz). Kompletnie się w nim zakochałam. Jest piękny dzięki tej podstawce i ciekawemu uchwytowi, a za sprawą umieszczanej pod nim świeczki napój jest ciepły przez dłuuugi czas. Kubek dostałam od koleżanek z pracy :)













I skoro mowa o moim pięknym kubku, nie sposób wspomnieć o mojej herbacianej pasji. Większość ludzi pije herbatę w okresie jesienno - zimowym, ja natomiast robię to cały rok. Latem orzeźwiam się miętową herbatą z lodem, zimą i jesienią zaś preferuję bardziej rozgrzewające smaki. Zdecydowanie wolę hebraty od napojów typu cola. Te zakupiłam w Carrefurze i muszę powiedzieć, że są pyszne :) Malina i acerola dodatkowo wzmacnia odporność, z czym u mnie ostatnio kiepsko, natomiast mieszanka żurawiny i rabarbaru ma ciekawy, lekko kwaskowaty smak. Obydwie warte wypróbowania!

I ostatni prezent, tym razem od siebie samej, mianowicie multikolorowa świeczka z Air Wick o zapachu czekolady z nutką kardamonu. Świeczkę kupiłam w Rossmanie za ok. 13 zł. Wiem, że pokazywała ją na swoim blogu xWomanLand, bardzo jej przypasowała, tak jak i mnie. Rzeczywiście zmienia kolor i to ekspresowo, co mnie z początku szokowało! Pięknie pachnie i tworzy naprawdę fajny i klimatyczny nastrój :)

Oczywiście najbardziej cieszą mnie perfumy i kubek, ale herbaty i świeczki to takie małe drobnostki, które nadają szarej (szczególnie teraz) codzienności ciepła i koloru :) A wy macie ulubione "drobostki" tego typu, które ekspresowo poprawiają wam nastrój? Pozdrawiam :)

wtorek, 18 października 2011

Jak mieszkają moje kolorowe kosmetyki

Hej wszystkim :) niestety mój urlop dobiegł końca i muszę z bólem serca powrócić do pracy i na uczelnię. Moje kosmetyczne refleksje urlopowe opierają się na jednym stwierdzeniu: w Polsce jest niesamowita przebitka cenowa na kosmetyki. W krajach Europy zachodniej każda dziewczyna maluje się Mac'iem czy Chanel'em i dodatkowo pachnie Dior'em, na co u nas stać raczej nielicznych.
Dziś postanowiłam wam pokazać jak przechowuję swoje kolorowe kosmetyki. Natchnęło mnie, gdyż niedawno zakupiłam ładne pudełeczko, które pozwoliło mi oddzielić moje zbiory, które od początku tego roku zdecydowanie się powiększyły. A więc zaczynam:)

Najpierw różowe pudełeczko z tektury, zakupione w Empiku za 7,99 zł. W nim przechowuję kosmetyki, których używam na codzień. A więc podkłady (Vichy Normateint i La Roche Posay Toleriane), puder bambusowy z BU, korektor, bronzer, róż, paletki i linery w postaci kredek i płynnego eyelinera.

Nie jest tego dużo, wszystko pod ręką,  chociaż zwykle nie panuje tam aż taki porządek :)

Drugi "kuferek" to również tekturowe pudełko, tym razem z Biedronki (cena w okolicach 7 zł). Tu mieszkają kosmetyki, których używam rzadko, bądz wcale, ale szkoda mi ich wyrzucić, bo są jeszcze ważne, ale np. źle dopasowane kolorystycznie. Hitem jest historia o podkładzie Rimmela Stay Matte w musie. który pani w Rossmanie dobrała mi za ciemny (nie wiem gdzie ja wtedy miałam głowę), ale bardzo mi przypasował, więc postanowiłam wybrać się do Rosska i kupić jaśniejszy, po czym wyszłam z podkładem w kolorze ... tym samym :D Na szczeście podpasował mojej koleżance i teraz ona go używa:) Ale dobra, to taki mały off top :) Trzymam tam jeszcze rzadko używane cienie z Inglota w kolorystyce fioletów i róży (jakoś nie pałam do nich zbytnią miłością). Jest i również podkład z Estee Lauder Double Wear Light, który czeka na swoją kolej (tym razem już dobrany w dobrym kolorze:)


I pędzle, stojące w ślicznej szklance z napisem London :)


To by było na tyle. Pozdrawiam i życzę udanego tygodnia :)

poniedziałek, 3 października 2011

Osławiony LUSH i moja opinia

Witajcie :) Marka Lush, chociaż niedostępna na razie w Polsce, jest znana chyba każdej kosmetycznej maniaczce. Kosmetyki te są produkowane z naturalnych składników, mają wobec tego dość krótką datę ważności. Szampony, odżywki i maseczki polecane przez dziewczyny na youtube i blogach skusiły również mnie. Pierwszą swą zdobycz nabyłam jako pamiątkę z czeskiej Pragi :D Tak, wiem, Krecik to nie jest, ale skusił mnie zapach i ogólny wygląd kosmetyku :D Mowa o Soft Coeur, czyli kostce do masażu. Moja jest już lekko zmaltretowana:

 

 Standartowo recenzja na wizażu tutaj. Moja opinia? To chyba najlepszy z moich trzech lushowych kosmetyków. Kostka pachnie cudownie: miodem, mlekiem (uwielbiam to połączenie !) i czekoladą. W "serduszku" zatopiony jest kawałek czekolady, dzięki któremu kostka ślicznie wygląda. A co z działaniem? Sprawia, że ciało jest jedwabiście gładkie, pachnące i lśniące. Jest to produkt średnio wydajny, ale to zrozumiałe, gdyż topi się w dłoniach pod wpływem ich ciepła. Jak dla mnie bomba :) Kosztował 195 czeskich koron ( w przeliczeniu ok. 32 zł).

I dwa kolejne produkty Lusha, które posiadam. I dwa chyba najbardziej znane i słynne. Szampon w kostce New oraz Odżywka American Cream. Recenzje szamponu i odżywki na kwc.  


 I moja subiektywna opinia. Szampon oryginalnie miał w sobie zatopioną laskę cynamonu, którą wygrzebałam, bo okropnie ciągnęła za włosy podczas używania. Pierwszy minus. Dobrze się pieni, ale to zasługa SLS-u, więc znowu minus. Miał być naturalny do granic możliwości. Zapach? Korzenny, chociaż dla niektórych może być drażniący, jednak znika po wypłukaniu włosów wodą. Myje bardzo dokładnie, włosy aż piszczą, niestety jak dla mnie nie jest to dobre, gdyż bez nawalenia wręcz odżywki się nie obejdzie. Inaczej moje włosy są szorstkie i nie dają się rozczesać.

 Dodatkowym minusem jest fakt, że używając go codzień trzeba dokupić na niego jakieś pudełeczko ( Lush ma specjalne metalowe pudełeczka do tego przeznaczone w cenie 2,5 funta). Ja obeszłam te koszta i kupiłam urocze pudełeczko we Flo za kilka zł, ale można także trzymać go w zwykłej mydelniczce. Inaczej może się zrobić z niego "klucha". Nie jest to mój hit, ale fajnie go mieć i zabierać na różne wyjazdy czy używać kiedy nie ma się niczego innego pod ręką. Jest bardzo wydajny. Koszt to 5 funtów (mój kupowany był w Anglii). Nie kupię jednak raczej innych szamponów w kostce Lush.




 Czas na American Cream. Odżywka ma (przynajmniej w założeniu) pachnąć miodem, wanilią, truskawkami i pomarańczami. Miód i wanilia - ok, ale te truskawki gdzie? Tego już chyba mój nos nie jest w stanie wychwycić ;) Konsystencję ma dośc płynną jak na odżywkę i muszę jej nałożyć bardzo dużo, żeby włosy były nią całe "oblepione" (a mam półdługie). Nie ułatwia też rozczesywania włosów w jakiś spektakularny sposób. Jest baaardzo przeciętna w swoim działaniu na moich włosach. Miałam już kilka odżywek, które kosztowały ułamek ceny tej i były o niebo lepsze. Niestety to mój  największy lushowy zawód. Za 100 g życzą sobie 4,25 funta. Napewno nie kupię ponownie. Za tę cenę moge mieć dwie takie same z Syossa o pojemności 500 ml. A dla samego zapachu nie warto w nią inwestować.




Podumowując: moim skromnym zdaniem Lush to nie takie cudo jak go malują. Przynajmniej wychwalana kostka do włosów i American Cream. Niedługo wybieram się do miejsca, gdzie będzie sklep Lush i napewno go odwiedzę, ale czy coś kupię? Nie mówię nie, ale napewno się poważnie zastanowię i zrobię research na wiżażu lub innych kosmetycznych blogach. Jeżeli się na coś skuszę, to napewno pokażę :) A wy macie coś z Lusha? Co sądzicie o tej marce? Trzymajcie się ciepło!

sobota, 1 października 2011

Sephora - trzecia rzecz gratis

Hej wszystkim :) Niestety aparat padł na amen, tak więc muszę się posiłkować aparatem w telefonie ( 3,2 mega piksela), tak więc szału chyba nie będzie :D Niemniej jednak chęć prowadzenia bloga wygrywa z kłopotami technicznymi i oto dziś powstała kolejna notka. Zwykle nie robię zakupów w Sephorze (uważam, że jest tam zwyczajnie drogo), jednak zajrzałam tam ostatnio w poszukiwaniu specjalnych pojemników do przewożenia kosmetyków w samolocie. Zbliża się termin mojego upragnionego urlopu i poszukiwałam takich pojemniczków, a promocję na nie (a jak się potem okazało w ogóle ich "obecność") w SuperPharmie niestety przegapiłam. W Sephorze kosztowały niemało (30 zł), a do zakupu skłoniła mnie dodatkowo promocja "3 za 2". Pojemników jest pięć (na zdjęciu brakuje buteleczki z atomizerem, której używam do tonizowania twarzy tonikiem - cudowne odświeżenie :), dwie buteleczki z zamknięciem oraz dwa słoiczki na kremy, duży i mały. Wszystko o pojemności poniżej 100 ml (szczegółów nie podano na opakowaniach). Dodatkowo w zestawie znajduje się także szpatułka do nabierania kremu, naklejki, na których można sobie napisać nazwę kosmetyku i nakleić na buteleczce lub słoiczku oraz kosmetyczka. Jak dla mnie super:)

Kolejne dwie rzeczy z Sephory to kredka do oczu Liner electro (29 zł) w odcieniu 07 khaki electro, przepiękna ciemna zieleń z małymi złotymi drobinkami. Kredka jest bardzo trwała, łatwo się ją rozciera. Jak dla mnie bez zarzutu:) We wrześniu mój najczęstszy makijaż dzienny wyglądał następująco: brązy z paletki Sleek Storm (jasny na całą powiekę, ciemny w załamaniu) i dośc gruba kreska tą kredką. Podobała się moim wszystkim koleżankom:) Jako trzecią rzecz ( a więc darmową, normalnie kosztującą 19 zł) wybrałam sobie piękny lakier do paznokci duo chrome (?) w cudownym zielono-morsko-niebieskim kolorze o numerze 50 Summer in Bangkok. Niestety nie miałam jeszcze okazji mieć go na pazkonciach ze względu na pracę, gdzie nie mogę sobie pozwolić na takie szaleństwa. Ale już niedługo urlop i poszaleję ;) Zakupiłam jeszcze eyeliner w płynie, również Sephorowski, odcień 16 black purple, ale lekko się rozmazuje i nie wytrzymuje całego dnia:( kosztował 39 zł).






 Oto swatche kredki i eyelinera:
  


 Jako gratisy "obłowiłam" się w bazę Sephory pod makijaż, ale boję się jej używać, żeby mnie nie zapchała. Natomiast mój ukochany dostał próbkę zapachu Chanel Allure Homme Sport. W końcu to on sprezentował mi trzy produkty :) Tak więc za niecałe 60 zł mam trzy kosmetyki, z których jestem zadwolona. Czy kupię coś jeszcze w Sephorze? Nie wiem ... według mnie są inne firmy tańsze i lepsze, albo tak samo dobre. Chyba że coś mi wyjątkowo wpadnie w oko:) A wy macie jakieś hity z Sephory? Pozdrawiam :)