poniedziałek, 31 grudnia 2012

Ulubieńcy grudnia

Cześć dziewczyny! No i jest, w końcu, 31 grudnia, czyli Sylwester, pożegnanie starego i rozpoczęcie nowego roku. 2012 na pewno był dla mnie szczęśliwy, gdyż wyszłam za mąż, stałam się magistrem, spędziliśmy z mężem wspaniałe wakacje w Grecji. Chociaż nie brakowało też chwil zwątpień i nerwów (na szczęście nie w życiu prywatnym). Zdecydowałam się nie robić kosmetycznego podsumowania roku, gdyż po prostu nic nowego nie zauroczyło mnie na tyle, żeby było moim odkryciem 2012 roku. Kolorówka wciąż ta sama (przede wszystkim Ingloty i Sleek oraz moje dwa ukochane kosmetyki MAC - róż i korektor), a idealnej pielęgnacji wciąż szukam (z odpowiednimi olejkami do włosów na czele). Za to będą kosmetyki, które oczarowały mnie w grudniu. Zaczynajmy więc :)
  • Nivea, masło do ust wanilia & makadamia - to już drugie masełko Nivei w moim zbiorze, to z kolei pachnie waniliowym muffinem (określenie męża :), solidnie nawilża usta, używam je z przyjemnością
  • Garnier Ultra Doux, odżywka do włosów z olejkiem z awokado i masłem karite - gdyby nie wpisy włosomaniaczek nie sięgnęłabym po nią (Garnier niestety kojarzy mi się z bardzo mocnymi i niepasującymi mojej skórze i włosom produktach), ma wspaniały skład (m.in. nie zawiera silikonów), pomaga rozczesać włosy i nadaje im miękkość, polecam serdecznie :)
  • Flos Lek Winter Care, krem do twarzy - ulubieniec na mrozy, pełną recenzję znajdziecie TU
  • Sleek Oh So Special - paleta bardzo dobrze wam znana, zawiera i cienie beżowo-brązowe i róże z morelami, idealne na poprawienie sobie zimowego nastroju makijażem
  • E-naturalne.pl, peeling  enzymatyczny z owoców tropikalnych - bardzo fajnie ściera martwy naskórek nie podowując przy tym uszkodzeń i zaczerwienień jak przy mocnych peelingach mechanicznych, polecam
  • Farmona, Tutti Frutti, aromatyczna sól do kąpieli o zapachu mango i brzoskwini - umilacz zimowych kąpieli, zapach ma na prawdę nieziemski (bez żadnej chemii), po rozpuszczeniu w wodzie delikatnie ją zabarwia na pomarańczowo, a na powierzchni unoszą się zasuszone płatki kwiatków (chyba to są płatki :) którymi lubię się bawić (taaa, zdecydowanie nudzę się w wannie ;)
Korzystając z okazji chciałam Wam złożyć życzenia z okazji Nowego Roku. Nie będę życzyć, aby był lepszy niż poprzedni, bo to zwykle nie wychodzi. Życzę Wam, żeby wszystkie plany i postanowienia chociaż po części dały się zrealizować i przyniosły radość. Do siego roku!

sobota, 29 grudnia 2012

Byłam grzeczna :) Czyli prezenty gwiazdkowe

Cześć! Dziś u mnie będzie post chwalipięty, czyli pokażę wam moje prezenty gwiazdkowe :) Kilka z was już takie posty zamieściło, a że bardzo lubię tego typu notki, to i ja zaprezentuję swoje łupy :) Zaczynamy!
Na początek prezenty od męża:
  • gruby sweter ze złotą nitką z H&M
  • podkład Max Factor Lasting Performance
  • masło do ciała Farmona Ciemna czekolada i orzech pistacji
  • kalendarz z moim ukochanym kotem Simona :)
Od brata dostałam:
  •  rajstopy :D
  • baza pod lakier peel-off z Essence
  • szminka L'oreal Rouge Caresse nr 301 Dating coral (bazę i szminkę bratu pomogła wybrać mama ;)
Od teściów:
  •  tonik z firmy Iwostin
  • krem do twarzy Physiogel
  • przybornik do paznokci, którego zdjęcia zapomniałam zrobić :(
A od rodziców i dziadków gotówkę na "drobne" wydatki oraz:
  • małe miody z Krakowskiego Kredensu :)
A co wy znalazłyście pod choinką? Pochwalcie się, jestem bardzo ciekawa :)

czwartek, 27 grudnia 2012

Recenzja aloesowego kremu do rąk Green Pharmacy

Hej dziewczyny! Jak tam po świętach? Wypoczęte, najedzone? ;) Mam nadzieję, że tak. Ja obecnie świętuję jeszcze jeden dzień u teściów. Korzystając z wolnej chwili postanowiłam pokazać wam i napisać kilka słów o kremie do rąk, który obecnie gra u mnie pierwsze skrzypce. Nie jestem jednak do niego w 100% przekonana. Dlaczego? O tym za chwilę. Na początek standardowo kilka zdjęć:
Na początek kilka informacji ogólnych o produkcie:
  • jego pełna nazwa to: Green Pahrmacy Natural Cosmetics, Aloes krem do rąk i paznokci, nawilżający i zmiękczający
  • w miękkiej tubce dostajemy 100 ml kremu
  • jego koszt to ok 5 zł. (ja w promocji w drogerii Natura zapłaciłam trochę ponad 3 zł.)
  • występuje także w wersji rumiankowej, oliwkowej oraz z jaskółczym zielem  (cokolwiek to jest :)
  • kupić go można w Rossmannie i Naturze
  • jest ważny 12 miesięcy od otwarcia
I teraz kilka słów o działaniu:
Krem jest bardzo lekki, ekspresowo się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy na skórze dłoni. Jest idealny na dzień, do torebki, aby nasmarować sobie dłonie w pracy czy w szkole. Długotrwałego efektu nawilżenia raczej nie nadaje, myślę, że właśnie dlatego, że jest tak lekki. Jednak zastanawia mnie jedna rzecz. Mam na myśli jego skład, a konkretnie parafinę kryjącą się pod nazwą oleju mineralnego, która jest w składnikach już na drugim miejscu. Ja jakoś szczególnie wrażliwa na składy nie jestem i po prostu używam tego, co mi odpowiada i nie robi krzywdy, nie wybieram kosmetyków w 100% naturalnych. Jednak wiele z was, wiele użytkowniczek nie lubi parafiny w składzie i jej unika. Ta sprawa jest o tyle wkurzająca, że Green Pahrmacy to firma kreująca się na markę apteczną (nawet tak zapewniała mnie pani w Naturze). A czy parafinę można nazwać składnikiem pożądanym w kosmetykach z apteki? Chyba niekoniecznie. Niemniej jednak mnie ten krem nie robi żadnej krzywdy, używa mi się go dobrze. Wieczorem korzystam z mocniejszego nawilżenia, ale w ciągu dnia kosmetyk sprawdza się dobrze. 
Czy polecam? Jeśli nie jesteście wybitnie wrażliwe na składy to jasne :) Jednak mimo wszystko firma ma małego minusa u mnie za to, że kreują się na produkty z apteki, a parafinę walą na początku składu kremu. Trochę nieładnie.
Jakie wy polecacie lekkie kremy do rąk? Pozdrawiam!

piątek, 21 grudnia 2012

Świąteczny manicure dla mało uzdolnionych :)

Hej dziewczyny :) Święta już tuż tuż, jutro wraz z mężem jedziemy w końcu w moje rodzinne strony, już się nie mogę doczekać. Mojego dobrego, świątecznego nastroju nie zburzyło nawet choróbsko, które mnie od kilku dni trzyma ;) Mam dzięki temu więcej czasu, aby posiedzieć w domu i poczytać wasze blogi, a ostatnimi czasy zachwycam się pięknymi manicure'ami, które robicie sobie na święta :) Moją absolutną mistrzynią w tym temacie jest Ewalucja (jej sweterkowo-rudolfowy mani z ostatniego posta to dzieło sztuki :). Ja nie jestem aż tak zdolna, więc postanowiłam pobawić się trochę metodą kropkową i stworzyłam dwa absolutnie łatwe zdobienia utrzymane w kolorystyce Bożego Narodzenia :) Ostrzegam, moje mani jest na prawdę banalne, no i nie wyszło też tak, jakbym sobie tego życzyła, ale pokażę wam, bo może kogoś zainspiruje :) Zapraszam do oglądania :)
Obydwa zdobienia są bardzo delikatne. Pierwszy z nich to mani choinkowy. Na całą płytkę nałożyłam neutralny, mleczno-różowy lakier, a na serdecznym placu zmalowałam choinkę :) Pięć kropek zielonych tworzących niby drzewko i trzy kropki czerwone, imitujące bombki, a na szczycie kropka a'la gwiazdka w kolorze złotym :) Proste, delikatne, wyjdzie każdemu :)
Druga propozycja również bazuje na mlecznym lakierze podkładowym, a na dole paznokcia, pod lekkim skosem zrobiłam trzy kropki imitujące świąteczny cukierek :)  ten mani nie wyszedł mi rewelacyjnie, jednak co prawa ręka, to nie lewa, ale też wygląda fajnie :)
Powiedzcie dziewczyny jaki wy manicure wybieracie na święta? Klasyczna czerwień, wzorki czy coś innego? Pozdrawiam!

środa, 19 grudnia 2012

Babydream Fur Mama - balsam nie tylko dla mam

Cześć! Jak tam przygotowania do świąt? U mnie w kominku topi się wosk o zapachu świątecznej babeczki, a ja spędzam czas siedząc z kubkiem gorącej czekolady :) To idealny moment, aby opowiedzieć wam o moim ostatnio ulubionym mazidle do ciała. Jest nie tylko ukojeniem dla suchej ostatnio skóry, ale także dzięki delikatnemu zapachowi "dzieciaczka" koi zmysły. O czym mowa? O emulsji dla kobiet w ciąży Babydream Fur Mama dostępnym w drogerii Rossmann. Mamą jeszcze nie jestem i w najbliższym czasie nie będę, ale ten balsam jest na tyle fajny i uniwersalny, że każda z was będzie z niego zadowolona. Na początek kilka zdjęć:
Ocena kosmetyku w KWC na wizaz.pl - KLIK
Moje zdanie:
  • balsamu jest 250 ml i płacimy za niego około 13 zł.
  • opakowanie mało elastyczne, ale za to z wygodnym dozownikiem
  • jest dostępny tylko w drogerii Rossmann
  • konsystencja jest w sam raz, ani nie lejąca, ani gęsta, żeby go rozsmarować trzeba chwilkę na to poświęcić
  • produkt jest dość wydajny, używam go już od początku października i zużyłam dopiero połowę
  • zapach jest bardzo przyjemny, "dzieciaczkowy", idealny na wieczorne odprężenie się po całym dniu
  • balsam nie pozostawia tłustej, ani lepkiej warstwy
  • nie wiem czy zapobiega rozstępom, gdyż jak zaznaczyłam, w ciąży nie jestem, produkt stosuję tylko dla nawilżenia swojego ciała
  • dzięki fajnemu składowi (m.in. olej słonecznikowy, witamina E) nawilżenie jest na prawdę dostateczne na obecne warunki, produkt koi przesuszoną skórę i sprawia, że jest miękka i gładka
Podsumowując, bardzo lubię ten balsam. Moim zdaniem jest świetnym uzupełnieniem wieczornej pielęgnacji ciała, a w dodatku lepiej mi się po nim zasypia :) Warto go wypróbować, za tą cenę dostajemy na prawdę świetny produkt!
Czego wy używacie teraz do nawilżania ciała? Pozdrawiam was ciepło :)

niedziela, 16 grudnia 2012

Kilka słów o Mydlarni Wrocławskiej

Hej dziewczyny! Dziś będzie post głównie skierowany do mieszkanek Wrocławia, chociaż myślę, że o tak fajnym miejscu, jakim jest Mydlarnia Wrocławska każda z was z chęcią przeczyta :) Pierwszy raz o Mydlarni przeczytałam szukając w google informacji gdzie we Wrocławiu można kupić woski Yankee Candle. Wyszukiwarka pokazała mi właśnie sklep przy ulicy Wita Stwosza 19/20. Poszłam i ... przepadłam ;) Zanim powiem wam dlaczego, dodam tylko kilka informacji o Mydlarni. Pierwsza jej placówka znajduje się właśnie przy Wita Stwosza, druga, nowo otwarta znajduje się przy ulicy Kuźniczej 59/60 (tam po świętach przenosi się sklep ze Stwosza), a trzecia, do której jeszcze nie dotarłam mieści się przy Ruskiej 41/42
Co oferuje nam Mydlarnia Wrocławska? Przede wszystkim bogaty wybór artystycznego szkła, ceramiki i elementów dekoracyjnych dla naszych domów, a także równie duży wybór świec zapachowych. Jeżeli chcecie "na żywo" pójść i poniuchać woski i świece Yankee Candle, to właśnie tam jest ich duży wybór. Teraz na Kuźniczej istnieje możliwość zakupienia świątecznych zapachów Yankee, które o mało nie zrujnowały mojego portfela :) Dodatkowo możecie tam dostać produkty ze strony internetowej zróbsobiekrem.pl. Jest to fajne rozwiązanie, gdyż wszystko można osobiście sobie sprawdzić i od razu kupić, nie trzeba czekać na przesyłkę. W Mydlarni Wrocławskiej dostać można również: Białego jelenia, kosmetyki firmy oferującej naturalne produkty - Orientana, mydła Alepp, indyjskie produkty (nie tylko oleje) dobrze nam znanej firmy Vatika oraz kosmetyki firmy The Secret and Soap Store.
Oto moje ostatnie zakupy z Mydlarni:
Dla siebie kupiłam (tylko - zdrowy rozsądek wygrał :D) dwa świąteczne woski Yankee Candle (zapachy są obłędne :) oraz kultowy zapach z lini fresh - Soft Blanket. Dodatkowo kupiłam sobie również żel do mycia twarzy z Białego Jelenia. Więcej o nim wkrótce :)
A jako dodatek do prezentu dla mojej mamy dokupiłam sampler Yankee, Christmas Cupcake wraz z "lodową" podstawką na świeczkę. Pani pięknie mi to opakowała :)
Wrocławianki, znacie Mydlarnię? Prezenty już kupione? :)
P.S. Nikt mi nie zapłacił za ukazanie się tego posta :D

czwartek, 13 grudnia 2012

Kuracja Revalidem - czas start

Hej! Jak większość z was w okresie jesienno-zimowym borykam się z problemami z włosami. W ostatnim czasie zaobserwowałam, że moje włosy wypadają na potęgę. I to nie kilka włosów dziennie podczas mycia czy czesania :( Jako, że ten problem spędzał mi sen z powiek postanowiłam działać. I kupiłam Revalid:
Jak na razie zakupiłam opakowanie 90 kapsułek. Revalid zamówiłam na allegro, kosztowało mnie to ok. 30 złotych już z przesyłką. Trzeba jednak uważać na jego cenę w aptekach, gdyż w większości, w których pytałam o ten preparat dowiadywałam się, że należy za to samo opakowanie zapłacić nawet 70 zł! 
Revalid zaczęłam łykać 10 grudnia i biorę po 3 kapsułki dziennie. Kuracja ma trwać 3 miesiące, natomiast już pierwsze efekty powinnam zauważyć po miesiącu. Oczywiście około 10 stycznia pojawi się wpis podsumowujący mój  pierwszy miesiąc z Revalidem.
A jak tam wasze włosy w okresie zimowym? Pozdrawiam!

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Przedświąteczne zakupy

Cześć! Ostatnio wpadło mi trochę nadprogramowych pieniędzy i poszalałam z zakupami. Zostało mi jeszcze na dniach wybrać się po kilka prezentów dla moich bliskich (na szczęście mam je już upatrzone) i będę znakomicie przygotowana do nadchodzących Świąt ;) Dokonałam głównie zakupów kosmetycznych (czyszcząc moją chciejlistę prawie do zera) i jeden zakup ciuchowy. Od niego zacznę:
to kobaltowa (lub chabrowa, kto jak woli ;) sukienka z H&M z działu Divided. Widziałam ją na facebooku Karoliny, która prowadzi na yt kanał Stylizacje i od razu pognałam do sklepu sprawdzić, czy rzeczywiście jest taka ładna. Jest :) U góry sukienka ma koronkę, dół jest luźny, a w pasie ma gumkę (czyli podczas wigilijnego obżarstwa będę czuć się wygodnie :D). Jej cena regularna to 79, 90, ja jednak z kuponem -20% zapłaciłam za nią 63 zł. Jest na prawdę urocza :)
A teraz to, co lubimy najbardziej, czyli kosmetyki:
Skończył mi się szampon oraz odżywka (cóż za wyczucie czasu ;), więc kupiłam polecaną Ultra Doux z Garniera z olejkiem z awokado i masłem karite, a do tego szampon z Alterry z wyciągiem z bambusa i papai. Szampon jest całkiem ok, natomiast odżywką jestem oczarowana, świetnie nawilża i odżywia włosy, a do tego ma świetny, bezsilikonowy skład.
W Biedronce kupiłam mój ulubiony żel pod prysznic Be Beauty Vitamin Touch.
Lakiery Golden Rose Jolly Jewels znacie już z ostatniej notki. Czerwony to 108, a turkusowy to 114.
W Naturze ku "pokrzepieniu serc" kupiłam sól do kąpieli o zapachu brzoskwini i mango z Farmony (której już połowy nie ma ;), a także słynnego kameleona z Catrice oraz drugie już w moim zbiorze masło do ust z Nivei, tym razem o zapachu makadamii i wanilii. Pachnie obłędnie :)
Zrobiłam również pierwsze zamówienie ze sklepu internetowego e-naturalne.pl. Bardzo korciło mnie, aby wypróbować nawilżającą maskę algową peel-off, do koszyka dorzuciłam także peeling enzymatyczny z owoców tropikalnych, który podobno przebija słynnego enzymowca z Biochemii Urody. Zobaczymy :)
I jako ostatnie zakupy z allegro. W końcu zabyłam paletkę, o której myślałam już od dłuższego czasu, czyli Oh so special ze Sleeka. Od apteki internetowej kupiłam zaś suplement diety Revalid na włosy, skórę i paznokcie, o którym ostatnio pisała Marta z bloga http://ladyinpurplee.blogspot.com/ , niestety moje włosy ostatnio wypadają jak szalone i postanowiłam coś z nimi zrobić. Jeżeli będziecie kiedykolwiek chciały zaopatrzyć się w Revalid polecam poszukać go w asortymencie aptek internetowych, bo te stacjonarne liczą sobie za niego ponad dwa razy więcej niż tyle, ile zapłacicie za niego razem z wysyłką.
To tyle. Co wy ostatnio fajnego kupiłyście? Trzymajcie się ciepło w to zimowe popołudnie:)

sobota, 8 grudnia 2012

Jolly Jewels 108, czyli błyskotka na paznokciach od Golden Rose

Hej! Ostatnio bardzo rzadko malowałam paznokcie lakierami z brokatem, czy chociażby drobinkami. Powód był prozaiczny, brak czasu na zabawę z takimi emaliami i zmywaniem ich. Jednak moje podejście zmieniło się odkąd na blogach zrobił się szał na nową kolekcję lakierów Golden Rose Jolly Jewels. Zdrowy rozsądek mówił: "po co ci kolejne lakiery, masz już ich całkiem sporo, a i tak używasz zaledwie kilku", a serce podpowiadało, że to piękne błyskotki, które znakomicie będą wyglądać na moich paznokciach i perfekcyjnie poprawią mi humor ;) Opierałam się przechodząc obok wyspy Golden Rose, ba, nawet wtedy kiedy je dotykałam i oglądałam :D Aż do dziś, kiedy to mój mąż zauważył jak się do nich ślinię i zadał to magiczne pytanie: chcesz? Oczywiście, że chciałam :) Na pierwszy ogień poszła czerwień w numerze 108. Zobaczcie jak się prezentuje na zdjęciach:
To piękna, ciemnoczerwona baza z zatopionym różnej wielkości brokatem w odcieniach srebra, różu i czerwieni. Na prawdę na paznokciach prezentuje się pięknie. Nałożyłam dwie warstwy, sam pędzelek jest dość wąski. Konieczne jest użycie top coatu, bo sama emalia ma dzięki brokatowi chropowatą powierzchnię. Nie polecałabym także mając tak pomalowane pazurki zakładać jakiś szczególnie delikatnych rajstop :) Podejrzewam też, że będzie mały koszmarek ze zmyciem tego cudaka. Sam lakier kosztował mnie 12, 90 zł. 
Podsumowując, jest to bardzo fajne ożywienie manicure'u i tak też będę go traktować. Na pewno nie jest to dla mnie lakier na co dzień, nie wyobrażam sobie wybrać się tak do pracy, czy do szkoły. Natomiast jest idealny na imprezę (np.na bożonarodzeniowe przyjęcie organizowane w pracy czy wśród przyjaciół) czy na same Święta.
Dostałam także piękny turkusowo-srebrny lakier również z serii Jolly Jewels w numerze 114 (zdjęcie poniżej). O nim jeszcze tu napiszę i dokładniej go pokażę na paznokciach :)
Pozdrawiam was i do następnej notki :)

czwartek, 6 grudnia 2012

Duże denko

Hej! U was też już biało? U mnie zima w pełni :) Dziś u mnie będzie duże denko, które uzbierało się przez kilka tygodni. Nic z kolorówki, za to dużo pielęgnacji. Ok, to zaczynamy:
Pielęgnacja włosów:
  • Nivea Volume Sensation, szampon nadający objętość - mocno średni, aczkolwiek nie najgorszy, teraz na jego miejsce mam dwa szampony z Alterry i te też są ok 
  • Babydream, szampon dla dzieci - chyba wszystkie go dobrze znacie :) zmywam nim oleje, jest super, już mam następny
  • Alterra, odżywka do włosów z granatem i aloesem - bardzo dobra odżywka, nawilża i ułatwia rozczesywanie, nie obciąża włosów i przyjemnie pachnie, na jej miejsce zakupiłam tym razem odżywkę Garniera z masłem karite i olejkiem z awokado
  • Biovax, maska do włosów z jedwabiem i keratyną - bardzo dobra maska,świetnie nawilża i wygładza włosy, teraz jestem w posiadaniu jej mlecznej "siostry" 
  •  Wella Proseries Repair, odżywka do włosów - mocno średnia, niestety napakowana silikonami, nie kupię ponownie
Teraz kosmetyki do kąpieli:
  • Luksja Creamy - płyn do kąpieli o zapachu oliwek i aloesu - bardzo fajny kosmetyk, wydajny i tani, robił duuużą i ładnie pachnącą pianę, kupię jeszcze z pewnością
  • Be Beauty Creme Happy Moments, żel pod prysznic - produkt z Biedronki, jest tańszym odpowiednikiem żelu pod prysznic Nivea Happy Time (pachną identycznie), fajnie się pienił, był gęsty, wydajny, nie przesuszał mojej skóry, kupię ponownie
  • Palmolive Aroma Therapy Absolute Relax, żel pod prysznic z olejkiem eterycznym i wyciągiem z irysa oraz Palmolive Ayurituel joyous, żel pod prysznic z morwą indyjską i kwiatem lotosu -obydwa kosmetyki bardzo przypadły mi do gustu, fajnie pachną i są wydajne
  • Palmolive Ayurituel enegry, mydło do rąk - dostałam ten kosmetyk z razem z płynem do kąpieli i żelem pod prysznic za udział w konkursie na rossnet.pl, przypadł mi do gustu, ale szału nie robił, baaaardzo szybko się skończył, nie kupię ponownie
I inne kosmetyki:
  • Cien Wellness, sól do stóp z miętą i olejkami eterycznymi - mój ulubieniec z Lidla, ale chyba była to jakaś edycja limitowana, lub zdążyli już ją wycofać, bo ostatnio jej już wcale nie widuję :( więcej o niej w osobnej recenzji TU
  • Listerine Zero, płyn do płukania jamy ustnej bez alkoholu - rzeczywiście smak ma delikatniejszy, bo inne płyny z Literine dosłownie "wyparzają" jamę ustną od alkoholu :D już kupiłam kolejne opakowanie
  • La Roche-Posay, woda termalna - bardzo fajny kosmetyk, teraz korzystam z wody z Avene zakupionej jakiś czas temu w promocji i jest równie dobra
  • Nivea, uniwersalny krem do pielęgnacji ciała - tego pana nie trzeba nikomu przedstawiać, świetny kosmetyk i już :) kupię ponownie, jak nie zapomnę o nim :)
To by było na tyle. Teraz staram się skupiać na intensywnym denkowaniu kolorówki, zobaczymy co z tego wyjdzie :) Trzymajcie się!

wtorek, 4 grudnia 2012

Zimo, coraz zimniej - recenzja zimowego kremu ochronnego Winter Care od Flos Leku

Cześć! Na dniach pogoda ma się drastycznie załamać i chyba nadejdzie w końcu prawdziwa zima. Wraz z euforią (bo śnieg, bałwany, uliczne dekoracje świąteczne) nadejdą zapewne zimowe „udręki” dla naszych cer. Co robić ze swoją twarzą w mrozy, kiedy mimo minusowej temperatury musimy nałożyć full make-up i wyjść do pracy czy szkoły? Nałożyć na buzię odpowiedni krem :) Oto mój faworyt:

Mowa oczywiście o ochronnym kremie zimowym Winter Care z firmy Flos Lek. Wspominałam wam już o nim we wpisie o moich kosmetykach na zimę, ale pomyślałam, że jest wart osobnej, większej recenzji. Krem towarzyszył mi już podczas zeszłej zimy (kupiłam go na początku lutego 2012 roku) i z przyjemnością powrócę do niego i w tym sezonie.
Co mówi o nim producent?
Krem o delikatnej konsystencji przeznaczony do pielęgnacji każdego typu skóry, chroni twarz, dekolt i ręce przed niekorzystnym wpływem warunków atmosferycznych. Reguluje natłuszczenie i poprawia nawilżenie skóry zabezpieczając ją przed wiatrem, wilgocią i mrozem, nawet do -20°C. Bardzo dobrze wchłania się w skórę pozostawiając na niej film ochronny. Zawiera wysokiej jakości aktywne składniki. "Wosk łabędzi", olej migdałowy, prowitamina B5 - nadają skórze gładkość, miękkość i elastyczność. Witamina E chroni przed negatywnym działaniem wolnych rodników a filtr UV przed szkodliwym wpływem promieni słonecznych, opóźniając proces starzenia skóry. Krem testowany w ostrym klimacie górskim, polecany do pielęgnacji i ochrony każdego typu skóry, szczególnie w okresie zimy.

Skład: Aqua, Polyglyceryl-4 Isostearate, Cetyl PEG/PPG-10/1 Dimethicone, Hexyl Laurate, Isopropyl Myristate, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Vaselinum Album, Glycerin, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Stearyl Heptanoate, Stearyl Caprylate, Cera Alba, Glyceryl Polymethacrylate, Aleuritic Acid, Faex, Glycoproteins, Propylene Glycol, Paraffinum Liquidum, Sodium Chloride, Tocopheryl Acetate, Panthenol, Imidazolidinyl Urea, Parfum, Methylparaben, Propylparaben.
źródło: www.wizaz.pl
po rozsmarowaniu - skóra się bardzo delikatnie błyszczy

Co myślę o nim ja?
  • krem zamknięty jest w plastikowym słoiczku dodatkowo zabezpieczonym sreberkiem, jest go 50 ml i należy go zużyć do 12 miesięcy od otwarcia, kupując go dostajemy szpatułkę, którą można wydobywać krem bez wpychania do niego palców
  • kosztuje około 12-15 zł.
  • konsystencja jest dość gęsta, półtłusta, aczkolwiek nie tępa, bez problemu da się go rozprowadzić na twarzy
  • ma bardzo delikatny zapach charakterystyczny dla kosmetyków ochronnych (kojarzy mi się z zapachem kremu, którym mama nacierała nam w dzieciństwie twarze przed wyjściem na siarczysty mróz ;)
  • po jego nałożeniu twarz się lekko świeci, nie jest to jednak efekt mocnej „żarówy”
  • jest bardzo wydajny, mała ilość wystarczy na pokrycie całej twarzy
  • niektórzy używają go też do rąk przed wyjściem na mróz i świetnie się w tej roli sprawdza
  • daje średnie nawilżenie, ale najważniejsze jest w nim to, że jego formuła zapobiega zamarzaniu wody zawartej w kremie, co jest częstym problemem kremów, które nakładamy na twarz wychodząc na mróz, o konsekwencjach takiego działania nie trzeba chyba wspominać ;)
  • krem koi także wszelkie zaczerwienienia i suche miejsca na twarzy wywołane zimnem
  • zawiera także filtr przeciwsłoneczny (producent nie informuje jednak jak silny jest faktor)
  • nie zapchał mnie, ani nie spowodował niemiłych niespodzianek, a cerę mam tłustą
  • nakładanie na niego podkładu nie jest też problemem, zgodnie „współpracuje” ze wszystkimi moimi podkładami, radziłabym jednak zmatowić go pudrem, nie sprawił też, żebym szybciej zaczęła się świecić
  • występuje też w wersji tłustej dla cery suchej
Podsumowując, jest to kosmetyk godny polecenia. Na pewno będzie mi towarzyszył podczas tegorocznych mrozów, polecam go także i wam. A wy macie jakieś ulubione zimowe kremy do twarzy?

niedziela, 2 grudnia 2012

Ulubieńcy listopada

Hej! Weekend się dobrze nie zaczął, a tu już koniec. Listopad zleciał mi niewiarygodnie szybko, a tu już grudzień i niedługo święta :) Dziś czas na podsumowanie moich ulubionych kosmetyków listopada. Nie ma nic z kolorówki, bo najzwyczajniej w świecie nadal używam tego samego już od kilku miesięcy i staram się sumiennie denkować produkty do makijażu, zanim kupię coś nowego. Oto moi ulubieńcy:
  • Green Pharmacy, aloesowy krem do rąk i paznokci - używam będąc w domu i co ważne, dzięki niemu przekonałam się do częstego nawilżania dłoni (czego wcześniej nie robiłam siedząc w domu), ma delikatny zapach typowy dla kosmetyków aloesowych lub oliwkowych, wchłania się ekspresowo i daje delikatne, idealne na warunki domowe nawilżenie
  •  Nivea, Lip Butter, masełko do ust o zapachu malin - po ostatnim szale na ten kosmetyk skusiłam się i ja, fajnie nawilża i chroni usta, ma przyjemną konsystencję i delikatny zapach przypominający budyń malinowy, używam siedząc w domu ze względu na mało higieniczne aplikację, aczkolwiek jestem mu w stanie to wybaczyć :)
  • Palmolive Ayurituel joyous, płyn do kąpieli z morwą indyjską i kwiatem lotosu - to jeden z trzech kosmetyków wygranych przeze mnie w konkursie na portalu rossnet.pl, używam zarówno jako płynu do kąpieli, jak i jako żelu pod prysznic, ma wspaniały, ciepły zapach i jest bardzo wydajny :)
  • Hakuro H100, pędzel kabuki - używam do rozcierania granic pomiędzy różem, a bronzerem, idealnie nadaje się także do nakładania pudru, jest mięciutki i dość zbity, świetnie się u mnie sprawdza
  • Yves Rocher, płukanka octowa z malin do włosów - właściwie dopiero niedawno urosła do miana ulubieńca, moja szersza opinia o niej TU
To na tyle. Idę teraz pozaglądać do was, trzymajcie się i do kolejnej notki! 

niedziela, 25 listopada 2012

Paznokcie - miedziany lakier Classics Mini od Golden Rose + polecenie filmowe

Cześć! Weekend ledwo się zaczął, a tu już prawie koniec. Na osłodzenie sobie tych kilku ostatnich godzin, które zamierzam spędzić z mężem na wrocławskim Jarmarku Bożonarodzeniowym. A teraz, żeby osłodzić sobie te ostatki niedzieli pomalowałam paznokcie na piękny, miedziany odcień. Jest to lakier Classics Mini w numerze 152, który kupiłam na stosiku Golden Rose w zeszłym roku. Lakier ma 15 ml i kosztował mnie 3 zł. Zobaczcie same:
zdjęcie w świetle naturalnym, w pochmurne popołudnie
zdjęcie z lampą błyskową
Kolor jest jesienny, metaliczny i bardzo fajnie prezentuje się na moich dłoniach. Trwałość też jest zadowalająca, 4, a nawet 5 dni bez uszczerbków, chociaż zawsze takie ciemniejsze kolory zabezpieczam topem. Aczkolwiek z moją serią Color Club, którą już pokazywałam na blogu żaden top sobie nie radzi :( Tu trwałość jest na prawdę zadowalająca, a sam kolor zbiera wiele komplementów :)

Na koniec chciałabym wam polecić film, na którym byłam wczoraj w kinie. Mówię o Atlasie chmur, czyli najnowszej produkcji rodzeństwa Wachowskich (tych od Matrixa ;) oraz Toma Tykwera. Po recenzjach w necie nie spodziewałam się jakiejś sensacji. Jednak bardzo się myliłam. Atlas chmur jest niewątpliwie jednym z najpiękniejszych i najlepszych filmów, jakie widziałam w życiu. To opowieść o wyborach życiowych, wierze i przemijaniu, a także o tym, że wszystko dzieje się po coś. Historie z ekranu pojawiają się w asyście zachwycającej muzyki i bardzo dobrej gry aktorskiej m.in. Halle Berry i Toma Hanksa. Film dał mi dużo do myślenia. Zdecydowanie polecam :) Poniżej trailer filmu oraz kompozycja jednego z bohaterów, która towarzyszy mi dziś od rana.
Trzymajcie się, miłej niedzieli :)

środa, 21 listopada 2012

Yves Rocher - płukanka octowa z malin do włosów

Hej! Dziś w końcu będzie długo wyczekiwana recenzja produktu, o którym jakiś czas temu było głośno na blogach i youtube. A mowa oczywiście o octowej płukance do włosów o zapachu malin z Yves Rocher. Do tej recenzji zbierałam się na prawdę dłuuuuugo. Produkt kupiłam jeszcze na początku września i wtedy też zaczęłam go używać. Na dzień dzisiejszy, czyli stosując płukankę już ponad dwa miesiące mogę powiedzieć o niej coś więcej. A dlaczego "dojrzewanie" do tej recenzji zajęło mi tak długo? Czytajcie dalej :)
Co na temat płukanki mówi producent?
Powrót do tradycyjnych metod pielęgnacji – płukanka octowa wydobywa naturalny połysk włosów, które lśnią nowym pięknem.
Apetyczny owocowy zapach sprawia, że stosowanie płukanki staje się czystą przyjemnością.
Do użycia przy ostatnim płukaniu włosów. 
Składniki pochodzenia roślinnego: certyfikowany francuski ocet winny.
Ocet winny, otrzymywany drogą naturalnej fermentacji, znany jest ze swych właściwości nabłyszczających i wygładzających łuskę włosa oraz ze zdolności przeciwdziałania zwapnianiu. Ocet stosowany w naszych kosmetykach pochodzi z Francji. Formuła bez parabenów.
Testowana pod kontrolą dermatologiczną. Testy pokazały:
Włosy mają więcej blasku: u 78% badanych*
(*poziom satysfakcji: test przeprowadzony na 27 kobietach w ciągu 4 tygodni)
źródło: http://www.yves-rocher.com.pl/

TU link do KWC

I kilka słów ode mnie:
  • buteleczka (która jest swoją drogą bardzo ładna ;) zawiera w sobie 150 ml produktu i bez promocji kosztuje 24, 90 zł.
  • buteleczka ma wygodny dozownik, dzięki któremu produkt się po prostu nie marnuje
  • kosmetyk często pojawia się w promocji i można go wtedy kupić taniej
  • swoją płukankę kupiłam w stacjonarnym sklepie Yves Rocher, jest również dostępna w sklepie internetowym (na chwilę obecną jej cena to 19,90 zł.)
  • płukanka jest ważna 12 miesięcy od otwarcia
  • konsystencja jest wodnista
  • zapach jest intensywnie malinowy, naturalny, bez sztucznych aromatów, kojarzy mi się z malinową gumą rozpuszczalną
  • według mnie jest dość wydajna i nie rozumiem, jak niektórzy zużywają ją w tydzień, moją mam już ponad dwa miesiące i zostało mi 2/3 pojemności - a używam jej zgodnie z zaleceniami producenta i radą pani w sklepie, czyli kilka kropel wcieram we włosy pod koniec mycia, po czym spłukuję głowę zimną wodą, nie używam jej jednak codziennie, a tak co 2, 3 dni
A działanie?
Szczerze mówiąc przez pierwszy miesiąc nie zauważyłam żadnej różnicy. Miałam wręcz wrażenie, że płukanka sprawia, że moje włosy są splątane i nie daje się ich później rozczesać, co jak się potem okazało, było spowodowane czymś innym. Efektów właściwie nie było, włosy, mimo, że odżywiane i olejowane nie błyszczały jakoś szczególnie. Płukankę doceniłam dopiero po około sześciu tygodniach od rozpoczęcia jej stosowania. Może nie daje rewelacyjnych i wielce spektakularnych rezultatów, aczkolwiek widzę gołym okiem i porównując ze zdjęciami sprzed dwóch miesięcy, że włosy wyraźnie błyszczą i wyglądają po prostu lepiej i zdrowiej. Nie zauważyłam jednak, żeby jakoś szczególnie lepiej rozczesywało mi się włosy, ani żeby były bardziej odżywione czy nawilżone. Jednak mimo wszystko płukanka sprawiła, że moje włosy bardzo ładnie błyszczą i są takie "pełne życia" :) 
Czy polecam?
Ciężko powiedzieć. Na pewno nie jest to produkt dla niecierpliwych, ja na efekty czekałam prawie dwa miesiące i przez ten czas sumiennie używając płukanki co 2 lub 3 dni. Jednak spróbować warto, gdyż włosy na prawdę wyglądają dużo lepiej. Poza tym ten zapach znacznie umila sam proces mycia, za którym szczerze mówiąc nie przepadam za bardzo. Dlatego jeżeli akurat nadarzy się okazja, żeby ten produkt kupić taniej, to warto to zrobić i sprawdzić na sobie samej :)
Na koniec dodam jeszcze, że na naszym rynku istnieje bardzo podobny produkt. Mówię tutaj o Malinowej kąpieli do włosów firmy Marion, która podobno ma dość podobne działanie i kosztuje około 7 zł. za 130 ml. Kiedy skończy mi się płukanka z Yves Rocher, to nie omieszkam wypróbować Malinowej Kąpieli :)
Pozdrawiam was i do kolejnej notki!