poniedziałek, 28 listopada 2011

Ulubieńcy listopada

Hej wszystkim! Kolejny miesiąc znowu śmignął niewiadomo kiedy, a ja postanowiłam, że na moim blogu po raz pierwszy pojawi się wpis o ulubieńcach miesiąca. W listopadzie (albo końcem października) odkryłam kilka produktów, które bardzo przypadły mi do gustu, a nawet odmieniły w jakiś sposób moje kosmetyczne życie :) Oto i moi listopadowi faworyci:

I po kolei kilka słów o każdym z nich

Płyn micelarny do demakijażu twarzy i oczu AA Ultra Odżywianie. Kosmetyk nie zawiera parabenów, alegrenów i barwników, jest do cery bardzo suchej i ma w składzie kwas hialuronowy i łagodzący D-pantenol. Moim zdaniem jeszcze lepszy od słynnego już płynu AA Wrażliwa Natura i mimo, iż mam cerę tłustą, to używam go z przyjemnością i doskonale mi służy. Jest baaardzo delikatny (vivat moje oczy ;) zapach jest neutralny, a po przetarciu twarzy wacikiem czuć nawilżenie i ukojenie. Bardzo polecam, koszt ok 15 zł.
 Pędzle do makijażu: EcoTools do pudru i ceni do powiek oraz Hakuro H13, który używam do nakładania brązera i różu. Wszystkie milutkie, precyzyjne i solidnie wykonane. Polecam je bardzo gorąco:)


Trzeci ulubieniec, krem nawilżający Cetaphil do twarzy. Nie jest to pełnowymiarowe opakowanie, a próbka (29 ml), którą dostałam od mojej pani dermatolog. Daje porządne nawilżenie, ale nie zatyka porób i nie przetłuszcza jeszcze bardziej mojej cery. Świetny pod makijaż. Używam rano i wieczorem.

Kolejny to podkład Estee Lauder Double Wear Light. Moja recenzja tutaj. Nie będę się rozwodzić. Mój idealny podkład pod każdym względem. No, może poza ceną :)
Coś najbardziej nietypowego. Ostatnio miałam (dzięki temu cudeńku to czas przeszły :) ogromny problem z rozczesaniem włosów po umyciu. Targanie ich zwykłym grzebieniem sprawiało mi ból, a włosy się łamały mimo użycia odżywki i jedwabiu z Biosilku. Przez przypadek na necie znalazłam info o tym grzebieniu i postanowiłam go sprawdzić. Grzebień jest z The Body Shop, cena według mnie lekko przerażająca (16 zł) ale warto :) Grzebyk jest drewniany, ma szeroko rozstawione zęby, dzięki czemu czesanie przestało być koszmarem. Zdecydowanie uratował moje włosy i nerwy, już nie męczę się codziennie przed lustrem :D Bardzo go polubiłam. Ma też bardzo dobre recenzje w KWC - tutaj


A wy jakich kosmetyków/akcesoriów używałyście w listopadzie najchętniej? Ściskam :)

środa, 23 listopada 2011

Czerwone lakiery do paznokci

Witajcie! :) W galeriach handlowych już stoją choinki, na wystawach migają lampki, a pojutrze rozpoczyna się Jarmark Bożonarodzeniowy na wrocławskim rynku. Wszędzie czerwień, zieleń i złoto.Ja już niecierpliwie wyczekuję dnia, kiedy wsiądę w autobus i pojadę na święta do rodzinnego domu. Nawet już zaplanowałam mój świąteczny manicure ;) I właśnie o tym dziś chciałam krótko opowiedzieć: czerwone lakiery do paznokci. W ciągu roku właściwie baaardzo rzadko maluję paznokcie na czerwono, ale uwielbiam ten kolor zimą, a szczególnie w Boże Narodzenie. Oto moje aż cztery czerwone lakiery:


Od lewej: Golden Rode Paris nr 79 - piękna malinowa czerwień (oczywiście aparat tego nie oddał), Golden Rode Fantastic Color nr 128 - klasyczny, krwistoczerwony odcień, za nim bubel (ale piękny bubel ;) z Sephory w ocieniu PO6 Red Ruby (tu notka o lakierach z Sephory) i ostatni, metaliczny z serii Classic Golden Rose nr 04 (tu notka o tym lakierze).

Fotki w przybliżeniu:





 I jeszcze a propo złota. KatOsu dwa dni temu zrobiła super wideo o brokatowym ombre na paznokciach - tu filmik. Idąc za jej tropem pomyślałam, że rzeczywiście super ten motyw wyglądałby z wersji świątecznej, z czerwonym podkładem i drobinkami złota na tym czerwonym lakierze. Mam jeden złoty lakier i to jakiś magnetyczny z Essence (nie zwróciłam uwagi na to, gdy go kupowałam). Myślę, że się świetnie nada.

To kolor 05 pixie dust! Niestety mało trwały, ale na końcówki się nada :)

A wy na jakie kolory malujecie paznokcie zimą oraz w okres świąteczny? :)Pozdrawiam was serdecznie.

sobota, 19 listopada 2011

Recenzja podkładu Estee Lauder Double Wear Light

Hej wszystkim! Dziś przychodzę do was z recenzją podkładu Estee Lauder Double Wear Light. Jest to młodszy brat słynnego Estee Lauder Double Wear, ale lżęjsza i mniej kryjąca. Tu recenzja w KWC. Zdaję sobie sprawę, że w sieci są miliony recenzji tego produktu. Jednak dla mojej problematycznej cery to prawdziwe wybawienie. A więc zaczynamy :)

 Podkład opakowany jest w granatowy kartonik, w nim znajdziemy tubkę o pojemności 30 ml. Tubka wygląda bardzo ekskluzywnie no i przede wszystkim użytkowanie produktu jest higieniczne. A samo nakładanie? Podkład ma formułę ani nie gęstą, ani nie lejącą. Idealnie nadaje się do rozprowadzenia palcami. Świetnie stapia się z cerą, właściwie to mój pierwszy w życiu podkład (a miałam ich już co najmniej kilkanaście) który tak dobrze stapia się z kolorytem mojej twarzy. Absolutnie nie ma mowy o efekcie maski, krycie można budować od słabego w kierunku średniego. Dodatkowo produkt ma ochronę przez promieniami słonecznymi - 10 SPF :) Nie zapycha porów, nie podkreśla suchych skórek, nie schodzi w czasie całego dnia. Podkład jest ważny 24 miesiące po otwarciu.

Mój kolor to Intensity 1.0. Do wyboru jest jeszcze 3 albo 4 inne kolory. Tonacje dokładnie takie same jak w Estee Lauder Double Wear.











I teraz kwestia ceny. Ja kupiłam go na lotnisku w Anglii i zapłaciłam 22 funty i 5 pensów. W przeliczeniu jest to ok. 115 zł. W angielskim sklepie zapłaciłabym, według obsługi sklepu wolnocłowego, ok. 26 i pół funta (czyli ok 135 zł). Niedawno wpadłam do Douglasa i mnie zatkało ... tam ten sam podkład był w cenie aż 165 zł ! Ceny w Polsce są tragiczne :( Dlatego warto go sprowadzać zza granicy (nawet te 30 zł to oszczędność - 3 cienie Inglota :D) albo kupować przy okazji pobytu na lotnisku na strefie wolnocłowej. Mimo, że jest świetny, nie zapłaciłabym za niego 165 zł.

Podsumowując, to mój podkład idealny. Zero efektu maski, idealne stopienie się z moją cerą, brak podkreślenia suchych skórek, pozostaje na twarzy cały dzień. Czy kupię ponownie? Tak, jeśli znajdę się na lotnisku, albo złożę zamówienie u moich rodziców :) Moim zdaniem Estee Lauder Double Wear Light jest genialny! :) To by było na tyle.

A jakie są wasze ulubione podkłady? :) Pozdrawiam !

sobota, 12 listopada 2011

Metalik na paznokciach

Witajcie! Z okazji kilku dni wolnego w pracy zaszalałam i pomalowałam paznokcie na wściekły kolor :) Tym sposobem moje paznokcie (wzmocnione dzięki odżywce z Eveline) zostały pomalowane lakierem w modnym teraz metalicznym kolorze.

Jest to piękny metaliczno-czerwony kolor połyskujący na srebrno.

Pochodzi z kolekcji Golden Rose, Classic Mettallic i jest w numerze 04. Kupiłam go na wyspie Golden Rose i zapłaciłam ok 9 zł. Lakier jest bardzo trwały (nawet bez top coata). Z resztą chyba nie muszę nikogo przekonywać co do lakierów Golden Rose :) Świetna jakość w bardzo niskiej cenie.












Przed nałożeniem lakieru pomalowałam paznokcie jedną warstwą odżywki z Eveline, na lakier zaś nałożyłam przyspieszacz i utwardzacz z Pierre Rene (naprawdę przyspiesza proces wysychania lakieru :)

Kolejny plus: lakier się bardzo dobrze zmył nie pozostawiając całych czerwonych palców :)

A co wy myślicie o trendzie metalicznym? Macie takie lakiery lub kosmetyki do makijażu? :) Pozdrawiam!

środa, 9 listopada 2011

Dwaj nowi ulubieńcy + stary ulubieniec :)

Hej wszystkim :) Dziś przychodzę do was pokazać moich dwóch nowych ulubieńców oraz jeden "stary", ale o nim za chwilę. Na pierwszy plan bowiem wychodzą moje dwa nowe pędzle. Postanowiłam zakupić sobie nowy pędzel do pudru, gdyż stary, wysłużony, firmy nieznanej za bardzo drażnił mi twarz, gdy go używałam do pudrowania. Mój wybór padł na firmę już chyba mega oklepaną na blogach i YT, czyli Eco Tools. Do niego dokupiłam mały pędzelek do cieni. Oto one:

Na początku zaskoczyła mnie ich cena. W Rossmannie zapłaciłam za ten do pudru ok 26 zł, natomiast ten mniejszy do cieni ok 15 zł. Obok leżał baaaadzo przeciętny (który też posiadam) pędzelek do cieni z rossmannowskiej serii For your beauty, który kosztował raptem złotówkę taniej! Oczywiście dostępność pędzli jest bardzo mała, przeszukałam kilka Rossków i SuperPharmów we Wrocławiu, z znalazłam je przypadkiem w Rossmannie daleko od centrum miasta (dla zainteresowanych dziewczyn z Wrocławia - w centrum handlowym Family Point na Krakowskiej). I tak dostępne były tylko te da modele, natomiast ten, na który czaiłam się najbardziej już nie :( Pędzle Eco Tools mają syntetyczne włosie i solidne, bambusowe rączki. Tak włosie wygląda z bliska:


Używałam ich dotychczas tylko raz, ale to już wystarczyło, żebym sobie wyrobiła o nich dobre zdanie. Włosie jest miękkie i przyjemne dla twarzy, bardzo dobrze mi się nimi pracuje. Jestem tylko ciekawa jak się będa prały :)

I zapowiadany, "stary" ulubieniec, czyli szampon do włosów z The Body Shop - Szampon Eco do włosów suchych z miodem i olejem z orzechów manketti. Bez SLSów, parabenów silikonów i barwników.

Szampon kupiłam po nieudanych próbach z New Lusha, moje włosy usilnie potrzebowały odżywienia i nawilżenia. I ten szampon mi pomógł :) Dodatkowo nie obciążył włosów, pozwolił na ich delikatne rozczesanie (po New dosłownie rwałam sobie włosy z głowy próbując je rozczesać). Szampon ma postać gęstego syropu w kolorze miodu, jest baaardzo wydajny (dwie krople wystarczają, by umyć półdługie włosy) i super się pieni (mimo braku SLSu w składzie). Jak dla mnie bomba. Jedynym minusem jest cena - za 400 ml zapłaciłam 35 zł (sic!). Było warto, ale czy kupię ponownie, nie wiem.

A jakie są wasze ulubione pędzle? Ma któraś z was kultowy pędzel do bronzera?:)

P.S. Chcecie, bym zrobiła recenzję porównawczą dwóch odżywek do paznokci? Obecnie mam mały problem paznokciowy. Odżywki posiadam dwie - Eveline 8 w 1 i Sally Hansen Maximum Growth i widzę między nimi różnice. Dajcie znać, pozdrawiam :)

piątek, 4 listopada 2011

Recenzja lakierów marki Sephora

Witajcie :) Jesień już w pełni, widać to nie tylko w pogodzie i naszej garderobie, ale także na naszych paznokciach. Nie wiem jak wy, ale mój jesienno-zimowy manicure to zwykle czerwienie, granaty i butelkowe zielenie. Przeglądając moją kosmetyczkę z lakierami przypomniałam sobie o moich dwóch lakierach z Sephory, których kolory są idealne na jesień. Oto i one:






Posiadam dwa kolory: pierwszy już na blogu się pojawił, to duo chrome (chyba :D) mieniący się na zielono-złoto-niebiesko nr 50 Summer in Bangkok, drugi zaś to głęboka czerwień ze srebrnymi drobinkami nr PO6 Red ruby. Ok, to zaczynam :)

Kolor: piękne, nasycone, 2 warstwy w zupełności wystarczają aby pokryć idealne paznokieć, odcienie są oryginalne i niespotykane u żadnych innych znanych mi marek lakierów

Trwałość: niestety bardzo niska, mimo użycia top coatu już na drugi dzień były widoczne starcia na końcach, a trzeciego dnia noszenia lakiery już odpryskiwały dużymi płatami

Zmywanie: fatalne, obydwa kolory zmywały się bardzo ciężko dodatkowo barwiąc skórki wokół paznokcia (mimo użycia ciężkiego kalibru - Nailty z Biedronki;) dodatkowo po tym zielono-niebieskim na paznokciach potworzyły się odbarwienia w takim samym kolorze (pierwszy raz w życiu miałam jakiekolwiek odbarwienia na paznokciach po lakierze!), których nie usunęła nawet cytryna

Pojemność i cena: 5 ml za 19 zł (ja na szczęście kupowałam podczas innych zakupów i jeden dostałam w prezencie, a za drugi zapłaciłam 9 zł)


Podsumowując, według mnie lakiery Sephory to kit. Za tę cenę można mieć aż 16 ml (czyli trzy razy więcej) porządnego lakieru z Inglota, albo dwa równie dobre lakiery z Golden Rose. Kolory lakierów Sephory są piękne i niespotykane, ale to ich jedyny plus. Niestety numer z zabarwieniem płytki paznokcia je totalnie dyskwalifikuje. Więcej ich na pewno nie kupię, nie polecam tym samym. Wracam do moich ulubionych Golden Rose:) A o lakierach sephorowskich postaram się zapomnieć :D


Używałyście lakierów z Sephory? Jakie są wasze ulubione marki lakierów do paznokci? :) Pozdrawiam gorąco :)


 P.S. Biorę udział w rozdaniu u Eff :) Nagrody są bardzo kuszące :)